Obiecałam kiedyś, że pokażę to co malowałam na balkonie ;)
nie jest to jeszcze wersja ostatecna (brak weny na szycie)
ale ogon jest z niej zadowolony, więc można pokazać.
tytułem wstępu. Kiedy podjęliśmy decyzję o tym, że zamieszka u nas fretka kupiłam klatkę, bo dużo osób mówiło, że jest potrzebna.
Okazało się jednak, że nasz ogon nie jest jakimś niebezpiecznym potworem siejącym zniszczenie i w rezultacie klatka zawsze była otwarta i służyła tylko jako jadalnia i spalnia.
Zdemontowaliśmy nawet drzwiczki po tym jak Polarny złamał sobie o nie łapę (to zwierzę nigdy nie grzeszyło gracją)
No i tak stała ta klatka, do niczego mi nie pasowała, aż w końcu nadeszła wiosna i zachciało nam się poszaleć w mieszkaniu.
I tak powstał freci kącik :D
bez żadnych zbędnych prętów, małego wejścia i innych takich tam wad klatkowych.
(całość to system mebelków Ivar z ikei, oczywiście trochę zmodyfikowany do naszych celów)
na parterze powinien być koc polarowy, ale poszedł do prania ;)
pierwsze piętro to jadalnia wyłożona dodatkowo plastikową matą, żeby woda, mięso i inne rzeczy nie pozostawiły na drewnie trwałych śladów.
na górze leży stos nogawek od spodni (czasowo). Czasami jak nigdzie nie ma freta to można go znaleźć wprasowanego w jakąś nogawkę .
szara rura to taka izolacja do rur zakupiona w Castorami ;)
a tu ujęcie całej rury. Z góry mówię, ogon tego nie je, tylko namiętnie drapie ;)
a zabawę ma przednią jak galopuje w rurze, a następnie z lekkim wyskokiem wpada do hamaka ;)
W niedzielę byliśmy z ogonem w lesie, niestety o aparacie przypomniałam sobie jak już prawie z tego lasu wyszliśmy, no ale udało mi się stworzyć galerię o dźwięcznej nazwie "fretka szybsza niż aparat"
Havoc biegł w moją stronę pod czujnym okiem obiektywu, a jak już zrobiłam fotkę to sie okazało, że dobiegł trochę za blisko i głównie widać moje nogi XD
reszta wyszła niestety rozmazana :/
jak już się tak rozkręciłam fretkowo, to przy okazji zapraszam warszawiaków (bo wątpię czy komuś będzie się chciało specjalnie przyjeżdżać) na Dni Fretki. Czyli duże skupisko ogonów na małej powierzchni stoiska podczas
Dni SGGW w dniach 15-16 maja :)tona zwierząt, fajnych rzeczy no i moje ukochane ciasteczka w ciekłym azocie~~
miało być też odorobinę włóczkowo, więc...
Joy sobie powolutku sunie, obecnie jestem na rękawie. Powolne tempo w jakim przyrasta ten sweterek (moja wina, bo ostatnio wciągnęło mnie granie w Maple Story) skutecznie zniechęca mnie do szaleństw włóczkowych, no bo kiedy ja to wszystko zrobię ;)
W zeszłym tygodniu dotarł do mnie czarny Star :) na razie leży sobie i dojrzewa. Muszę przyznać, że jest to najlepiej zapakowana włóczka jaką w życiu widziałam.
A na zakończenie zdjęcie na prawdę odprężonej fretki ;P
miłego dnia :)