Dziś bez śniadania. To znaczy śniadanie bylo, ale jakoś tak zapomniałam o zdjęciu.

Plan na dziś był dość prosty. Zabić trochę czasu na jakims bazarze. Pójść na burgera, spakować się, popływać i pójść na piwo.

Wybraliśmy się więc metrem na Dongdaemun Market (stacja Dongdaemun History & Culture Park, Seul, Korea Południowa).



Po drodze rzuciliśmy okiem na budynek  Dongdaemun Design Plaza zaprojektowany przez Zahę Hadid.



I na żaden bazar ostatecznie nie poszliśmy ;)


Byliśmy za to przy kolejnym kawałku muru Seulskiego (było też muzeum muru, ale nie mieliśmy na nie czasu).



I poszliśmy zbadać lepiej Dongdaemun History & Culture Park.





Przy okazji trafiliśmy na wystawę poświęconą historii kufrów i toreb podróżnych zaprojektowanych przez Louis'a Vuittona.











Po liźnięciu odrobiny kultury, czas było zagryźć całość lanczem.
Na który wybraliśmy się do upatrzonej wcześniej knajpki - Yankees Burger, niedaleko naszego hotelu. Zamówiliśmy specjalność zakładu - Ikseon Hawaiian Burger - z ananasem i dżemem borówkowym. Było warto.


Nie pozostało nam teraz juz nic innego jak zabrać się za pakowanie... chlip~~

Wieczorkiem jeszcze skoczyliśmy oblać udaną wycieczkę ;)
Bo była na prawdę udana.
Konsekwencje wagowe odrobi się w polu. Taki to już koszt turystyki jedzeniowej.



Ale zacznijmy od śniadania ;)
Dziś trochę bardziej po europejsku - granola.


Plan był prosty, katedra na Myeongdong, kawka, basen, grill.

Punkt pierwszy odhaczony. Neogotycka katedra. Całkiem ładna, jedyne co było dziwne, że w środku było nietypowo ciepło.





Gołębie są wszędzie ;)




Kawa też została gładko zrealizowana. A potem zobaczyliśmy koło wielkiego, wysokopółkowego domu towarowego jakieś stragany. Pamiętacie straganik z podróbkami z pierwszego postu o naszej wizycie na Myeongdong? To był tak zwany pikuś ;)
Tak więc u podnóży drogiego domu towarowego znajduje się mekka podróbek, akcesoriów kuchennych, ubrań ala "Faszyn from Raszyn" i jedzenia w cenach bardziej lokalnych.
Zasada na takich bazarach - płać gotówką - możesz się wtedy nieco potargować, a za większe zakupy dostaniesz upust. 
Wyszliśmy z bazaru z kilową torbą orzeszków pini i kilową nasionek konopii (dobre zapasy zdrowych dodatków do jedzenia nie są złe ^v^)



bonusowy punkt - lody :) Baskin Robins jak zwykle daje radę ^v^


Potem odsapnęliśmy nieco, skoczyliśmy na basen i dobrze wymęczeni i głodni ruszyliśmy na wypaśna kolację - koreańskiego grilla.

Grille wyglądają tak

Knajpka (poza godzinami wieczornymi) wygląda tak


 Grill śmiga zasilany rozżarzonymi brykietami


A tu juz mamy całość (prawie, bo część mięsa mam na taborecie) - mięso (boczek, podgardle), trzy różne zupy (na zimno z kiełkami, na ostro z tofu i coś ala jajecznica), grzyby, kiszonki, czosnek do grillowania, sałata do zawijania mięsa, cebulka, ostry sos, sól i sproszkowana soja (kinako).
+ piwo.



Jakie to było dobre *^v^*

Wakacje powoli dobiegają końca, ale śniadanie musi być ;) Bo po mieście się na głodnego ciężko jednak bryka.


Na liście miejsc do zaliczenia zostało nam jeszcze kilka drobiazgów. 
Jednym z nich była ekspatowa dzielnica Itaewon. Imprezownio - ciuchownio - jedzeniownia. Mnóstwo knajp z kuchniami z całego świata i mnóstwo obcokrajowców, a w pobliżu amerykańska baza.
Jak się przekonaliśmy nie ma co tu zahaczać w ciągu dnia.... A jakoś imprezować wieczorem nam się nie chce (starość?) 





Szybka decyzja - i ze stacji Noksapyeong szurnęliśmy na Hongdae na coś wypaśnego do zjedzenia.
Po drodze na stację znaleźliśmy dowód istnienia cykad. Sama stacja okazała się też dość ciekawym obiektem :)




Hongdae nas nie zawiodło :) Na lancz był więc jokbal - świńska nóżka gotowana w sosie sojowym i przyprawach :3


W skład zestawu wchodziły kiszonki i kwaszonki, sosiki do mięska, zupa z ogórkiem i galaretką muk.


A potem doszła sałatka i mięso~~~ (pod pierzynką z puree czosnkowego)


Dla takiego mięska warto nie być wegetarianinem ;) Mięciutkie, tłuste (pozbawianie mięsa tłuszczu to zbrodnia na smaku), soczyste, odpadające wręcz od kości.



Jak już byłam na Hongdae, to i nabyłam trochę skarpetek do kolekcji, nie uznaję gładkich, poważnych, dorosłych skarpetek ;)



A że godzina była młoda, postanowiliśmy pojechać na Stację Soul do Lotte Mart na zakupy przedwyjazdowe. Uwaga - Nie warto marnować czasu na ten Lotte Mart. Ale przy okazji w kawiarni spróbowaliśmy sobie czegoś, co intrygowało nas od jakiegoś czasu, czyli nitro cold brew. 
Okazało się być to kawą /sokiem jabłkowym lanym z mini kega, jak piwo :3


Żeby szaleństwu kicania po mieście stało się za dość, to kicnęliśmy do Lotte Martu w którym byliśmy tydzień temu (stacja metra Cheongnyangni), kupiliśmy trochę jedzenia na wywóz ;) Koreańskie nożyczki do jedzenia i w drodze powrotnej zgarnęliśmy jeszcze typowego koreańskiego pączka ze straganu - smakował jak dobry pączek, bez nadzienia :3


PS. zrobię haul kosmetyczny i taki ogólnozakupowy, tylko wszystko mam chwilowo upchane, więc jak się będziemy pakować, to przy okazji machnę zdjęcia.