W sumie to już od dwóch tygodni siedzimy z powrotem w Warszawie.
Trochę bolesne było zderzenie wygrzanego ciała z nastoma stopniami w Polsce, ale pocieszam się, że w końcu prędzej czy później w Tokio też będzie te naście, no bo jak wiadomo wszystko co dobre nie trwa wiecznie.

W ciągu tych paru tygodni udało nam się nie zwiedzić żadnego muzeum (o ile dobrze pamiętam), zaliczyć sporo parków i ogrodów, zapoznać się z asortymentem wielu sklepów, wypchać nie wiadomo czym walizki pod sam korek zarówno wagowy, jaki i pojemnościowy.
I a najważniejsze dolecieć z i do Helisinek Dreamlinerem bez żadnych usterek :3

Na pocieszenie wrzucę sobie upolowaną dzień po tajfunie górę Fuji


No, a wracając do powrotu do Polski, to o dziwo tym razem jakoś poszło mi całkiem dobrze. Nie rzuciło mi się nic negatywnego na nastrój, w pracy też jakoś od razu się zaaklimatyzowałam.

Pozostaje mi tylko w końcu nadrobić zaległości w japońskim i można żyć normalnym trybem codziennym :)



Przed wyjazdem mój wyjeżdżony sweterek wyglądał tak, w tym tygodniu planuję go ostatecznie złożyć do kupy i zblokować. W końcu jakby nie patrzeć jesień nadeszła, a on miał być właśnie na tą porę roku :)
Przede mną jeszcze dwie czapki, być może szalik i sweterek na lato (dalekie plany hehe). Muszę szybko rozpisać sobie te czapki, bo nie mam z czym jeździć na rowerku , a nie wolno mi osiąść na laurach, bo sobie już sporo ubrań pozwężałam ;P i stanowczo podoba mi się mój obecny obwód tyłka, choć oczywiście mogłoby być go jeszcze mniej jak dla mnie ;)
(tu powinnam dostać kopa od męża za wieczne marudzenie że jestem za gruba)