Dostałam ostatnio delikatną sugestię *^_^*, że mam wrócić do blogowania.
No i jak się nad tym zastanowić, to rzeczywiście i czas mam i pisać o czym też mam :)

Bo trochę się u mnie pozmieniało. A może nie trochę, a dość dużo? Cały czas nie umiem jeszcze skali tych zmian opisać.

Hmm, jakby tu zacząć....
Siedzę właśnie w mrocznym niedoświetlonym(za daleko do włącznika światła, lampka była bliżej) pokoju na Ochocie, a może to Włochy? nigdy nie opanowałam płynności przejść między dzielnicami wzdłuż Grójeckiej/al. Krakowskiej ;)

Gdyby moje życie toczyło się monotonnie i stabilnie siedziałabym na Zielonej Białołęce, ale czasami podejmuje się to ryzyko zmian.

My je podjęliśmy i podryfowaliśmy w trochę inne regiony Europy :)
Właśnie jesteśmy w trakcie urządzania sobie życia w Szwajcarii, a dokładniej to osiedliśmy nad jeziorem Zurychskim i póki co oboje twierdzimy, że to była dobra zmiana.

Jakbym miała kiedykolwiek choć nutę podejrzeń, że zamieszkam w kraju niemieckojęzycznym, to nie odcięłabym się po liceum aż tak skutecznie od tego języka, ale co tam, się nauczę :) na szczęście w tych okolicach angielski daje radę.

No dobrze, Zurych, a co ja w takim razie robię na warszawskiej Ochocie? Ano przecież nie zostawię Kitchenaida, maszyny do szycia, tony książek, gadżetów kuchennych, przecież by tęskniły. Więc przyjechałam po nie i w poniedziałek (tfu tfu odpukać w niemalowane) zaczną podróż w stronę nowego miejsca zamieszkania.

A jak się mają moje odczucia po zmianie? Na razie bardzo dobrze, nie powiem żeby tamten kraj nie miał żadnych wad, ale zdecydowanie ma wiele zalet. 

Dziś pozostawię temat na poziomie ogólników, ale planuję do niego wrócić. Bo tym razem nie porzucę blogowania na tak długo, nie ma bata :)

Brahdelt, jakbym za długo nic nie pisała, to podsyłaj mi jakiegoś wirtualnego kopa :) tak po znajomości, hehe

Żeby nie było za pusto, dorzucam parę zdjęć z weekendowego lub wieczornego szwendania się nad jeziorem, po starówce itp ;)














i bonusowo, moja ulubiona tablica ostrzegawcza :)