Jak się człowiekowi coś za dobrze robótka posuwa do przodu, to musi być coś nie tak...
Było... dodałam sobie za dużo oczek w ramionach i wyszedł mi sweterek XL a nie S, więc wrócił do postaci samego kołnierza.. bo to miało rozmiar uniwersalny....
Powoli się wygrzebuję z tego stanu, ale tym razem bardziej uważam i co jakiś czas na wszelki wypadek paranoicznie przeliczam ilość oczek w obwodzie :)
18tego września była nasza 10ta rocznica ślubu ^v^ idealny rok na zmiany, ciekawe co zmienimy za kolejnych 10 lat?
Żeby nie spędzać rocznicowego wieczora w domu przed komputerem, wpadłam na szatański pomysł, usmażyłam w domu Dorayaki ze słodką fasolką, żeby było tradycyjniej, cichaczem pojechałam do japońskiego sklepu po sake ^v^ wypolowałam wersję nigori, czyli taką z mętnym, białym osadem ryżowym na dnie i dwie czarki, bo co jak co ale jesteśmy ludźmi cywilizowanymi i z plastukowych kubeczków alkoholu nie pijamy ;)
No i wieczorkiem poszliśmy opić okazję na tarasiku widokowym nad jeziorem, czysty relaks z widokiem na alpy i statki powoli sunące po wodzie~~
No a w weekend miałam szatański plan... "Zrobię w końcu zdjęcie domu Tiny Turner!!"
Naładowałam aparat, wsiedliśmy na statek płynący odpowiednim wybrzeżem...
Nad Thalwil unosiły się między wzgórzami chmury wyglądające jak jakiś tajemniczy dym z pożaru~~
No a jak już dopłynęliśmy w okolicę posiadłości Tiny, to - tu jest kilka teorii spiskowych dotyczących zasłony antyturystycznej - zaczęło tak lać że praktycznie nic nie było widać....
to ta szara posiadłość między drzewami
parędziesiąt metrów dalej znowu było bezdeszczowo.... no masakra...
garaże na łódki ^v^
tramwaj wodny
i Zurych
A to owoc naszego polowania na czekoladę :3
Stanowczo jest to kraj sera i czekolady.
Piwo niestety w Szwajcarii leży kwiczy i agonalnie przebiera łapami..
Jak ogarnę aparat, to wrzucę naszą wczorajszą wyprawę po górach ^v^