Kończy się listopad, zaraz zacznie się grudzień, w Szwajcarii i okolicznych krajach zaczynają pączkować pełną parą Bożonarodzeniowe Jarmarki. W dużych (jak na Szwajcarję) miastach, te jarmarki żyją aż do świąt, a w małych są to jednodniowe bazarki. Tak jak na przykład u nas w Thalwil :)
Nasz jarmark odbył się wczoraj :)
Moi znajomi dostali jedno stoisko, na którym zbierali datki dla organizacji charytatywnej JAM .
A że ja tak czasami mam potrzebę się wykazać i dokonać jakiegoś maratonu kuchennego, to upiekłam kupkę ciastek żeby ich wesprzeć. Wyszło mi 20 paczuszek, może to nie to samo co 200, ale i tak zabawy z tym było sporo :)
Odnoszę wrażenie, że to efekt tych maratonów pierogowo-pyzowych które odbywały się w domu kiedy byłam dzieckiem ;D wpisało mi się to gdzieś ukradkiem w geny hehe
Podobała mi się organizacja tego jarmarku, jak około 9tej rano jechałam na zajęcia, to praktycznie nie było widać, że za parę godzin rozkręci się jakiś jarmark, A dwie godziny później wszystko było już rozłożone, wszędzie był dociągnięty prąd, a zamiast niebieskich śmierdzących ToiToi były w pełni cywilizowane ubikacje z bieżącą wodą (szacun)
Przygotowania przed jarmarkiem
A tu już nasze stoisko
Mini ciasteczkami i kubeczkami z gorącą czekoladą naganialiśmy sobie przechodniów.
Ponoć nie jest to typowe zachowanie w Szwajcarii, ale przyniosło dość pozytywne efekty.
Tu chyba nie ma zwyczaju rozdawania rzeczy za darmo, tylko czeka się aż ktoś podejdzie i się sam zainteresuje,
Ogólnie to szwajcarzy są dość tradycyjni i mam wrażenie że nasze stoisko było dla nich ciut za nowoczesne, bo gorąca czekolada? a nie kakao czy grzaniec, cupcake'i a nie , sama nie wiem, kiełbasa? Jedna pani nawet zaczęła się dopytywać czy to na pewno jest do jedzenia, bo wygląda jak sztuczne ;)
Podsumowując: jarmark uważam za udany, sprzedała nam się większość ciastek i cupcake'ów, gorąca czekolada głównie się rozdała, ale i tak liczyła się głównie atmosfera.
No i mogę być z siebie dumna, bo nie znając praktycznie języka, wyszłam z własnej woli przed stragan i zaczęłam ludzi częstować ciastkami. Taki mój życiowy mikro sukcesik :)
------------------------------
A teraz usprawiedliwienie, do środowego dziergania nie przyłączyłam się, bo nie miałam z czym, Wężomag i czapka skończyły mi się dzień wcześniej a nie zdążyłam naruszyć nic nowego :)
W wolnych chwilach za to wykorzystuję pokłady makulatury, które tu zbierają się nad wyraz szybko i wyplatam sobie koszyk-wkładkę do mojego regału :)
(Czapka w tle czeka na obcięcie nitek ;)
Nasz jarmark odbył się wczoraj :)
Moi znajomi dostali jedno stoisko, na którym zbierali datki dla organizacji charytatywnej JAM .
A że ja tak czasami mam potrzebę się wykazać i dokonać jakiegoś maratonu kuchennego, to upiekłam kupkę ciastek żeby ich wesprzeć. Wyszło mi 20 paczuszek, może to nie to samo co 200, ale i tak zabawy z tym było sporo :)
Odnoszę wrażenie, że to efekt tych maratonów pierogowo-pyzowych które odbywały się w domu kiedy byłam dzieckiem ;D wpisało mi się to gdzieś ukradkiem w geny hehe
Podobała mi się organizacja tego jarmarku, jak około 9tej rano jechałam na zajęcia, to praktycznie nie było widać, że za parę godzin rozkręci się jakiś jarmark, A dwie godziny później wszystko było już rozłożone, wszędzie był dociągnięty prąd, a zamiast niebieskich śmierdzących ToiToi były w pełni cywilizowane ubikacje z bieżącą wodą (szacun)
Przygotowania przed jarmarkiem
Mały wypad do domu na obiadek i parę fotek w drodze z powrotem, u nas cały czas temperatura waha się między 5 a 10stopni. Ale jak się tak parę godzin stoi na chłodzie to czapka i rękawiczki zaczynają być w końcu przydatne.
A tu już nasze stoisko
Mini ciasteczkami i kubeczkami z gorącą czekoladą naganialiśmy sobie przechodniów.
Ponoć nie jest to typowe zachowanie w Szwajcarii, ale przyniosło dość pozytywne efekty.
Tu chyba nie ma zwyczaju rozdawania rzeczy za darmo, tylko czeka się aż ktoś podejdzie i się sam zainteresuje,
Ogólnie to szwajcarzy są dość tradycyjni i mam wrażenie że nasze stoisko było dla nich ciut za nowoczesne, bo gorąca czekolada? a nie kakao czy grzaniec, cupcake'i a nie , sama nie wiem, kiełbasa? Jedna pani nawet zaczęła się dopytywać czy to na pewno jest do jedzenia, bo wygląda jak sztuczne ;)
Zapach grzanego wina i pieczonych kasztanów na szczęście uratował mój nos przed tym... Co raclette lubię (dla mnie szok, bo ja jestem nieserowa) to zapach straganów z raclette ścina mnie z nóg i wywołuje u mnie chęć ucieczki w bezpieczne zapachowo miejsce.
Podsumowując: jarmark uważam za udany, sprzedała nam się większość ciastek i cupcake'ów, gorąca czekolada głównie się rozdała, ale i tak liczyła się głównie atmosfera.
No i mogę być z siebie dumna, bo nie znając praktycznie języka, wyszłam z własnej woli przed stragan i zaczęłam ludzi częstować ciastkami. Taki mój życiowy mikro sukcesik :)
------------------------------
A teraz usprawiedliwienie, do środowego dziergania nie przyłączyłam się, bo nie miałam z czym, Wężomag i czapka skończyły mi się dzień wcześniej a nie zdążyłam naruszyć nic nowego :)
W wolnych chwilach za to wykorzystuję pokłady makulatury, które tu zbierają się nad wyraz szybko i wyplatam sobie koszyk-wkładkę do mojego regału :)
(Czapka w tle czeka na obcięcie nitek ;)