co u mnie słychać? szum komputerów

i stukot klawiatury, klikanie myszki, tupot fretek... czasami jednak w tle przebija się stukanie drutów, bo mimo iż leń po przeziębieniowy jeszcze we mnie siedzi, to robienie na drutach zaczyna być od niego  silniejsze :D

na 90% oceniam na przykład obecny stan mojego sweterka(zdjęcie popołudniowe, ale i tak wyszło potwonie ciemne mimo lampy)

pasożyt wdarł się w kadr ;)


Sweterek byłby już skończony, ale jak to u mnie bywa, nie przewidziałam tego, że jak go założę to on się rozciągnie w szerz i już nie będzie taki długi -_-
Ratuję się ściągaczem dolnym. Poza tym ściągacz w dekolcie też muszę spruć i zrobić większymi drutami, bo jakiś taki przy ciasny wyszedł (ech ta moja szeroka klata).
Muszę też zasięgnąć pomocy w literaturze fachowej na temat elastycznego zakańczania oczek, żeby te ściągacze nie były takie toporne na końcach, bo to miał być rozciągliwy sweterek w zamyśle ;)

Na drodze do ostatnich 10% swetra stanął mój wyjazd do rodziców, a właściwie druty 4mm i kłębek czegoś cieniastego i moherowego.
No bo przecież nie będę tachała pociągiem swetra w plecaku, po to tylko żeby go potem w tym plecaku wieźć z powrotem.
W sprawie bagażu zawsze miałam podejście minimalistyczne ;D

Na ofiarę mojego wyjazdu obrałam sobie, dzielnie wygrzebaną na ravelry, chustę.
Bo ten moherowy kłębek tak jakoś za mną chodził, a dodatkowo mam zapotrzebowanie na coś cienkiego pod szyję na okres wczesno-wiosenny.
Mimo, że ciepłe dni jakoś na razie się nie zapowiadają, to chusta będzie jedną z znajszybciej wydrutowanych przezemnie rzeczy, a to przez ten kłębek. Dla czego kłębek? Bo jest mały i go sobie dodatkowo nie zważyłam, a jestem potwornie ciekawa czy mi wystarczy na całość. Na razie uparcie twierdzę, że wystarczy.

W formie zwiniętej chusta jest mięciutka i milutka



w rozwiniętej, jeszcze nie wiem, bo nie chciało mi się przytulać do najeżonej szpilkami leżanki ;D



Jedno czego jestem pewna, blokowanie tej chusty nie minie XD

Z chlebowego placu boju: chleb czosnkowy

Jest idealny na okres przeziębieniowy, jego czosnkowość niestety koliduje nieco z dżemami czy miodem, ale co tam :D

Jak zwykle zrobiłam go z mojegoulubionego przepisu bazowego.
1 podejście - drobno posiekane 4 ząbki czosnku - efekt - delikatnie czosnkowy, fajny do zapiekanek :)
2 podejście - w książeczce z przepisami na chleby drożdżowe była mowa o dwóch główkach czosnku, ale postanowiliśmy z mężem nie szaleć aż tak bardzo i daliśmy jedną główkę czosnku. Efekt przerósł nasze najśmielsze oczekiwania. Czosnek w takiej ilości doszczętnie zabił nasz biedny zakwas i w rezultacie maszyna "wypluła" nam ok 4cm wysokości gniotowatego zakalca O_o. O dziwo był nawet jadalny, no ale bez przesady ;D 




3 podejście - 5 drobno posiekanych ząbków czosnku, moim zdaniem maksymalne stężenie jakie może wytrzymać zakwas (nie zamierzam experymentować nad prawdziwą granicą). efekt - chlebek wyszedł pięknie wyrośnięty i delikatnie czosnkowy i o to chodziło ;)


wracam do pracy :/

0 komentarze:

Prześlij komentarz