Eksperymentuję cały czas z obróbką zdjęć, dla tego co posta wyglądają inaczej ;D

Wreszcie skończyłam coś drutowego :) Nie wiem czy kiedykolwiek użyję tego wytworu rąk własnych, ale ponieważ nigdy nie należy mówić nigdy, więc daję swojemu dziełu parę % używalności.
A cóżem ja takiego spłodziła?
A ocieplacze/geterki :)
włóczka: Kartopu Yunlu As ok 300g-400g w dwie nitki
druty:12mm
Wzór bardzo przyjemny i na tyle szybko kończący się, że można śmiało powiedzieć, że nie jest nudny. Muszę tylko dorobić ocieplaczom wiązanie na górze, bo się brzegi brzydko rozchodzą.

Następny włóczkową miłość od pierwszego wejrzenia zacznę na dniach, jak tylko poczta łaskawie odda mi włóczusię zamówioną spontanicznie w ostatni czwartkowy wieczór ^^

~***~

Dawno nie pisałam nic o dollfowych (w sumie to lalkowych) spotkaniach, ale ponieważ wczoraj było inaczej, więc o tym z przyjemnością wspomnę :)
1. Zmieniłyśmy miejsce spotkań na zdecydowanie jaśniejsze i cieplejsze. Od razu kawa też zyskała nutkę luksusu u normalnego zjadacza chleba, bo zamiast papierowych kubków została zaserwowana w szkle~~
2. Poznałam na żywo przesympatyczną Gackową i jej armię lalek :)
3. "Ukradłam" klika zdjęć, więc mam co pokazać. Zdjęcia należą do Waranamamy

Moja Lumen, najnowsza zdobycz, którą się chyba jeszcze nie chwaliłam. Jest hybryda głowy Volks Eleny i ciałka Ariadoll.
Ty praktycznie cała armia wczorajszej, spotkaniowej żywicy
I na koniec, to co lalka Blythe myśli o mnie... ;)
o moim odchudzaniu noworocznym napiszę następnym razem ^^
Ach, zapomniałabym, że chciałam podzielić się mikro spostrzeżeniem z przeciętnego dnia codziennego.
Dość często pokonuję kawałek trasy do pracy tramwajem nr 1 i potwornie boli mnie to co ZTM robi w ramach oszczędności (chyba) z zapowiadaniem przystanków.
A wszystko to przez Kino Ochota. Bo było sobie kiedyś to kino i było, a później wykupiła je Krystyna Janda dla córki.
W każdym razie odkąd Kino Ochota zostało magicznie przemienione w Och Teatr w komunikacji miejskiej zaczęło się dziwnie dziać. Najpierw przystanek zmieniono na Częstochowska, a potem magicznie na Och Teatr. I teraz w tramwajach za każdym razem jak się zbliżam do tegoż przystanku z głośników leci coś co przyprawia człowieka o mdłości. ZTM pociął inne komunikaty przystankowe i skleił z nich Och, które nagle się ucina jakby pan się nim dławił dość boleśnie, a potem resztką tchu wyrzuca z siebie Teatr, który też został wycięty z jakiegoś równie niestosownego miejsca....
Dziś rano ten przystanek został pominięty milczeniem ^^ i od razu przyjemniej się jechało ;P
Aniu, doskonale pamiętam Chińską Różę, bo jakże bym mogła wymazać takie fajne wspomnienia ;)


~***~

Ponieważ moje robótkowanie sunie tak powoli, że aż się nim może pochwalę w przyszłym tygodniu, jeśli uda mi się kupić do niego guziki.

Dla tego podłechtam Wam kubki smakowe się moją muffinkową manią.
Dziś muffinki czekoladowo-kawowe ^^
(bez polewy, ponieważ towarzyszyły mi przy dollfowym spotkanku, a czekolada jak wiadomo potrafi się przetransferować w tajemniczy sposób w najmniej odpowiednie miejsca v_v)
z mojego najukochańszego słodkiego źródła.

No i pozdrowienia dla wszystkich czytelników od Havoc'a, który ostatnio jest bardziej niedźwiedzi niż freci =^^=
czyli jak zrobić coś fajnego do jedzenia naginając nieco składniki ;P

Kiedyś człowiek miał kilka książek kucharskich w domu i tym się posiłkował, czasami dostał jakiś przepis od znajomych, a teraz? Teraz mamy jeszcze internet i telewizję. (oczywiście książki są dalej bardzo ważne, przynajmniej dla mnie)
I to nie koniecznie o programy kulinarne mi chodzi ;)

Czasami coś się gdzieś zobaczy, pochwyci nazwę i z ciekawości zerknie w sieć, by rozszyfrować skomplikowaną, nic nie mówiącą nazwę.

I tak to zaczęła się nasza przygoda z okonomiyaki ^^
czyli po polskiemu mówiąc, plackiem kapuścianym ;)

Bardziej rozwijając temat, jest to placek smażony na gorącej blasze, zrobiony z świeżej kapusty i kupki dodatków.

składniki:
ok 300g cieniutko poszatkowanej białej kapusty
woda ok 160ml
mąka ok 100g (najlepiej jakby była specjalna do okonomiyaki, ale ponieważ jesteśmy w Polsce, to zwykła tez jest bardzo dobra)
ze 2 łyżki mąki ziemniaczanej
szczypiorek/cebula
imbir marynowany, tak na oko łyżka, posiekać
kiełbaska, drobno pokrojona
boczek, parę plasterków
2 jajka
mogą być też krewetki, lub co komu przyjdzie na myśl ;)

przepis:
wodę wybełtać z mąką, aż powstanie gładkie ciasto, cos w stylu naleśnikowego, można dodać odrobinę mąki ziemniaczanej żeby nadać ciastu większej gładkości i lepkości.
Dodajemy jajka, kapustę i dodatki:posiekany szczypiorek/cebulę, kiełbaskę, imbir, krewetki.(My dodaliśmy szczypiorek, podsmażone mięso mielone i imbir) Wymieszać.

Oficjalnie potrzebna nam teraz jest spora rozgrzana blacha, ale ponieważ ja mam tylko kuchenkę elektryczną, więc zamieniliśmy blachę na patelnię ^^

Patelnie rozgrzewamy więc dość dobrze i wrzucamy kapuścianą mieszankę. Lekko uklepujemy i zmniejszamy ogień/prąd na niższą temperaturę ( u mnie 0-9 daję jej 4 lub 5 poziom mocy)
zostawiamy na jakieś 4-6 minut, aż się lekko podsmaży od spodu.

W między czasie na wierzchu układamy plasterki boczku (tak żeby po przewróceniu boczek znalazł się pod spodem)
Kiedy placek jest już podsmażony przewracamy go. My posiłkowaliśmy się przy tym sporą deską, żeby nie zrujnować kształtu potrawy ;)
I znowu ze 4-5 min aż się przysmaży ^^
Odwracamy dziada jeszcze raz i go trochę jeszcze trzymamy pod przykryciem żeby doszedł dogłębniej.
I gotowe ^^
z założenia powinno się to jeszcze pociapać majonezem i sosem do okonmiyaki (ketchup, sos worcester i sos sojowy)

SMACZNEGO,
bo kurcze rzeczywiście jest to smaczne ^^

i tak, zjedliśmy to pałeczkami ;P

Sałatkę też zrobiliśmy sobie tematyczną.
Wakameeee~~~~~~




Szklanka suchych glonów wakame
średni ogórek
sól
ocet ryżowy
cukier

Glony zalewamy wodą i moczymy ok 20min
ogórki kroimy w cieniutkie plasterki (mogą być ze skórką), solimy i odstawiamy żeby puściły wodę

po 20min odciskamy glony i szatkujemy je, odlewamy ogórkową wodę, ale nie przelewamy i dorzucamy do wakame. Wszytko polewamy odrobiną octu ryżowego wymieszanego z płaską łyżeczką cukru.

Jeśli się ktoś skusi na plackowy eksperyment, to życzę smacznego ^^
Mi zostało pół kapusty, więc dziś dziś robię sobie wersję z jajkiem sadzonym zamiast boczku ;P

A o odchudzaniu się jeszcze pomyśli v_v czasami można sobie zaszaleć~~


-----------------------------------

Z ostatniej chwili

Jeeeeeaaaa, JEDZIEMY DO JAPONII JEDZIEMY DO JAPONIIIIIII~~~~~~
klamka zapadła, bilety zostały kupione, w maju wybywamy z kraju z Brahdelt i Mari i naszymi mężami ^^

----------------------------------

Yadis o ile mnie pamięć nie myli ( bo siedzę w pracy) moja maszyna to DXL603 ^^


A teraz rozwijamy temat przewodni:
Sól. Z jednej strony bardzo popularna przyprawa, a z drugiej strony zmora. Zmora sezonowa, bo negatywne odczucia w stosunku do soli towarzyszom mi tylko zimą. No dobra latem też, bo nie cierpię solonych ogórków, rzodkiewek, pomidorów i tym podobnych. Ale teraz mamy zimę i po każdym większym opadzie śniegu na chodniki i ulice wylegają tabuny ludzi i maszyn, by posolić nam przejście/przejazd po mieście.
Nie biorą przy tym pod uwagę, że niszczą wszystko co żyje w okolicy, trawę, zwierzątka, szkodzi toto psom i butom ;_;
Psa i buty można niby nawet zabezpieczyć, ale warstwa bagna solno-śniegowego często jest tak gruba, że nic to zupełnie nie daje :(

Dla właścicieli psów, zwierzakowi dobrze jest nasmarować czymś tłustym poduszki łap i przestrzenie między palcami, ułatwia to czworonogom życie.

Dla moich biednych butów nie mam już zbytnio nadziei, tak wyglądały parę dni temu (porządnie wypastowane dnia poprzedniego) buty, po przejściu paru metrów placem zamkowym. To bagno zżera wszystko. Dobrze że przez weekend trochę śniegu odparowało, bo już mnie męczyło codzienne szorowanie i pastowanie biedaków.



No ale zostawmy już ulice, przemieśmy się w domowe zacisze ^^
A wraz z nim do kuchni, i zakupionego w Kerfurze 1kg soli kamiennej.
No bo jak ma być o soli to już po całości ^^

Kupiłam sobie kilo soli kamiennej bo mi się akurat skończyła. Dużego wyboru nie miałam, właściwie cały jeden wybór na terenie kilku półek. Po przyjściu do domu nie udało mi się wysypać soli z opakowania, ale za to udało mi się ją z niego wypchnąć (na zdjęciu już po części rozdrobniona bryła). I tu pojawia się pytanie, czy to producent, czy sklep nad interpretował wyraz KAMIENNA w soli? A może to była sól rzeźbiarska, tylko pomylili w sklepie działy? Jaka by odpowiedź nie była po ok 20min soli została przywrócona konsystencja sypka ^^ ale pytania pozostają~~

~***~

Na moim polu walki z nadwagą na razie leka posucha, choć waga po tygodniu lekko drgnęła w dół. Rowerek wydziela za słabe feromony zachęty, więc dosiadłam go tylko 3 razy, a zapasy czekolady, nagromadzonej przez święta, drą paszczę w stronę mojej podświadomości :/
Ale udało nam się zaszaleć kulinarnie w weekend i tym się podzielę mam nadzieję jutro ^^

Przeczesałam ostatni rok blogowania i z przerażeniem odkryłam kilka rzeczy:

a) mam kupę niepokończonych robótek
b) praktycznie nic nie dociągnęłam do końca

No sami zobaczcie, to jest wszystko co mogę upchnąć w robótkowym podsumowaniu na 2010r.


Wisienką na torcie ubiegłego roku, a właściwie czapką na bracie, była wełniana czapka dla mojego taty :)
Zrobiłam ją z wełny odzyskowej ze sprutego swetra, żre skubana jak stado myszy, ale jak już to kiedyś przedyskutowałyśmy z Brahdelt, to może być jej ukryta zaleta :)
No bo wiecie, podgryzaniem pobudza krążenie i człowiekowi robi się jeszcze cieplej ^^

Do czapki podchodziłam w sumie 4 razy, ale wyszła mi idealnie ^^
wzór: Seaman's Cap wygrzebany na Ravelry
włóczka: PRLowska włóczka z owiec świętokrzyskich ;P robiona w dwie nitki
waga: niestety nie mam pojęcia
druty:4mm
całość wydziergałam moją ukochaną techniką magic loop


W ramach nowego roku postanowiłam zabrać się za wszystko po trochu, ale tym razem skutecznie:
1.
Za siebie.
Od poniedziałku opanowaliśmy trochę regularne żywienie się, przycięliśmy nieco rozmiar i kaloryczność posiłków.
Ponownie dosiadłam rowerek, liczę na spadek poziomu tłuszczu w organizmie i rozruch w moich drutowych zaległościach.

2.
Wracam do rysowania. Muszę, mój organizm się tego domaga, tęsknię za tym i ogólnie źle mi bez tego :( co te studia zrobiły z człowiekiem, ech...

3.
Zdecydowanie muszę ogarnąć moje żywiczne hobby, wsiąkłam w nie fizycznie rok temu, a moje lalki cały czas są jak niedopracowany i wiecznie zaniedbany chaos.

Przy okazji wczoraj odkryłam bardzo sympatyczną rzecz. Odkąd mam moją Janomkę przestałam wyzywać maszynę, a jedynie zdarza mi się zakląć na nici, które zużywam powoli ze swoich zapasów, a nie do końca są tak fajne jak powinny być. To był bardzo dobry odstresowujący zakup ^^

Zajawka lalkowej bluzki i pięknych, równiutkich dziurek ^^

Obiecuję częściej pisać i nie znikać tak bez ostrzeżenia ^^'

PS. Havoc żyje, zrobił się salcesonowaty i kudłaty na zimę. Dodatkowo spotęgował swoją prosiakowatość w kuchni i już nie tylko patrzy się prosząco, ale też drapie po nodze i się sugestywnie obija o człowieka....