Walka z nadwagą idzie mi ostatnio jak krew z nosa.
Po pierwsze: bo za długo już się ogólnie odchudzam, potem sobie tyję i znowu się odchudzam i mój organizm już po prostu się przyzwyczaił przez te lata.
Po drugie: ja mam genetyczne uwarunkowania do posiadania nadwagi i chyba pozostanie mi się do tego w końcu przyzwyczaić :(

Ale nie poddam się, bo o dziwo już tak się przyzwyczaiłam do walki, mniej lub bardziej owocnej, z kilogramami, że po prostu źle się czuję jak tak pozwalam organizmowi na tyjącą samowolkę. Może kiedyś z dziadem zwyciężę? A na razie na dziś mam w planach canelloni ze szpinakiem ^^'

Do napisania dzisiejszego posta skłoniły mnie dwie rzeczy, które niestety nie mają nic wspólnego z drutami czy szydełkiem. Ale o tym zaraz ^^

Pierwszym powodem jest aparat fotograficzny. Pożyczyłam od teścia Sony Alphę i szaleję z nim po mieszkaniu testując jak małą głębię jestem w stanie uzyskać na różnych przedmiotach ;D

A drugim i znacznie ważniejszym powodem jest to:
Nie bałagan w tle, nie moja krótka grzywka i również nie są to moje źle dobrane rajstopy ;P
Ale spódnica. Ci co znają mnie choć trochę, wiedzą, że mam obsesyjną nienawiść do swoich nóg i jedyne co dla nich akceptuję są spodnie bądź długa spódnica.
W tym miejscu przesyłam podziękowania dla Brahdelt i mojego Janka, jako głównych motywatorów ^^ Bo chyba dzięki tym dwóm osobom w moim życiu nastąpił wreszcie jakiś przełom. Najpierw w lato kupiłam dwie krótkie sukienki, a teraz spódnicę ^^
Aż się boję co będzie następne ;D

Moim wczorajszym celem w szaleństwach zakupowych były tak na prawdę buty, ale ponieważ lubię chodzić na zakupy z mężem to po szalonej sesji w Stradivariusie wyszłam obładowana jeszcze spódnicą i dwiema bluzkami ;D

Buty kupiłam w New Looku, złamałam moją zasadę i kupiłam coś co krowę/świnię widziało na zdjęciu. Ale za to skubańce są wygodne. Tu też podziękowania dla Brahdelt, bo zupełnie nie planowałam teraz zakupu butów, a tak to rozbudowałam swoją mikro kolekcję obuwniczą o brązowe cuda podnoszące mnie o parę ładnych centymetrów nad poziom chodnika ;P

A teraz muszę się wytłumaczyć dlaczego nic nie robię na drutach.
Brutalna prawda jest taka: nie mam czasu ;_; a potem siły.

Pół biurka zajmują mi farby i pastele, drugie pół bałagan i komputer ;P
Bo rozwijam swoje umiejętności w malowaniu makijaży lalkowych. W kolejce mam jeszcze 2 nieswoje główki i przemalowałabym z chęcią swoje żywiczki.
No i wracam powoli do "biznesu" perukarskiego czyli walczę z farbowaniem i szyciem owczych futer. Przyszedł mi ostatnio świeżutki, wymacany przez celników, płacheć piękne falowanego futra i tylko czeka aż stanę przed nim z octem i barwnikami i zacznę robić próbki kolorystyczne ^^


Bonusowo: jak ciężko uchwycić freta na zdjęciu

i gościnnie Chudy, który wraca jutro do swojej rodziny, po tym jak przypadkiem ukrył się pod poduszką w zeszły weekend ;D

lecę gotować obiadek, bo już mi w brzuchu burczy jak o tym myślę :*