Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rośliny. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rośliny. Pokaż wszystkie posty
Przez te szwajcarskie dni wolne mój organizm rozstroił się do tego stopnia, że wydaje mu się że dziś jest środa. Wczoraj nie chciał tego zupełnie przyjąć do wiadomości, więc z jednodniowym poślizgiem czynię cośrodowy meldunek robótkowo-książkowy :)
Bo wczoraj było Wspólne dzierganie i czytanie u Maknety :)



Dzielnie dziergam mój szal. został mi już jedno brioszkowe pełne okrążenie i około 10cio rzędowy brzeg :) i blokowanie v_v


Książkowo - znowu sięgnęłam do Seveneves Neala Stephensona(niestety dalej jestem gdzieś w początkach, więc nie mogę się jeszcze ustosunkować do treści), niestety bardzo skutecznie przeszkadzają mi w tym Playstation i to:

Żeby ten język wchodził mi tak jak mi nie chodzi to była bym bardzo, bardzo szczęśliwa v_v

W kolejce drutowej czeka mnie sweter męża, zaczęta w zeszłym roku szydełkowa narzutka, którą musze przemyśleć, i pudło puchatej, cieniutkiej Dropsiny. Mam więc motywację do dziergania szala, tylko te rzędy są już tak długie, że idzie mi to jak krew z nosa  ech~~ ale walczę :)



Muszę się pochwalić, że od ostatniego wpisu o kwiatkach, mój liść laurowy zaczął tak szaleć, że obecnie nie do końca mieści mi się na parapecie... Ciekawe czy uda mi się go nie zabić przez conajmniej rok. Bo już mi się suszone liście w słoiku nie mieszczą ;)


Storczyk natomiast stracił ostatnie kwiatki, więc chyba przeniosę go na parapet, żeby miał szansę na więcej słońca i zobaczymy czy mi jeszcze kiedyś zakwitnie.

PS dla Jonki - ty wiesz, że ta moja ikeowa lawenda chyba nie pachnie? Nawet nie wiedziałam że takie istnieją... ale jestem z tego powodu przeszczęśliwa *^v^*
Środa wraz z ładną wiosenną pogodą zmotywowały mnie do wyciągnięcia ręki po aparat.

uwieczniłam więc kilka zieleninek, póki żyją. Nie ukrywam, że ręki do roślin to ja nie posiadam.
Jedynymi prężnie rosnącymi u mnie roślinkami są sukulenty i kaktusy. Nawet rośliny jadalne odmówiły mi posłuszeństwa. Może to ta Szwajcaria im nie służy? 

Przedstawiam więc moje wiecznie uśmiechnięte zwierzątko - a imię jego Zbigniew ^v^
 

Na balkonie zagrzała miejsca lawenda, niby lawendy nie lubię, ale w formie zielonej i doniczkowej jakoś tak mój uraz do jej zapachu nieco zelżał . Nawet doniczkę ma lawendową :3


A tu potwierdzenie mojego braku ręki do kwiatków jadalnych... mój czwarty!! liść laurowy w ciągu niecałych dwóch lat v_v
1. był felerny, zahibernował się i przez całą zimę pluł mi czymś na okno
2. był żywy, ale przypadkiem go zasuszyłam w zeszłe wakacje..
3. zasuszył mi ostatnio przypadkiem mąż, albo kwiatkowi się zmarło z tęsknoty za mną ;)
4. póki co żyje, ale ma za sobą dopiero niecały tydzień przebywania ze mną ;)

jakby nie było mam teraz pełen słoik suszonych liści i wspomagam nimi od czasu do czasu obiady w trakcie ich gotowania.



a teraz ta zapowiadana zima.
Czyli moje dzierganie i czytanie, bo dziś przecież mamy 

WSPÓLNE DZIERGANIE I CZYTANIE u Maknety


Zima pierwsza - robótkowa
i wcale nie oznacza ona 100% zastoju. Przyznaję, sweter męża chwilowo zamarzł, ale za to mój szal sunie powoli do przodu.
I właśnie tu mamy tą zimę pogrzebaną ;) bo to robótka zimowa. Chętnie bym się przeniosła na coś lekkiego i wiosenno letniego, zwłaszcza, że Brahdelt ostatnio zainspirowała mnie miękkim cienkim sweterkiem.

udzierg zamrożony :



udzierg zimowy acz w gorącym okresie swojego powstawania ;)


nawet merynos poczuł wiosnę i kłębek się ułożył w kwiatuszka


Czytelniczo u mnie niestety w tej chwili plaża (nawet lato mi się wdarło do tego wpisu hehe)
Wróciłam do męczenia "Złodziejki książęk" po niemiecku, próbowałam wystartować ze Stephensonem na Kindlu i jakoś wszystko sprawia, że ani jedno ani drugie nie może ruszyć z kopyta.
Może w przyszłym tygodniu będę miała się czym pochwalić? Muszę więc nad tym popracować.


Środa... a ja jeszcze w proszku.
Ostatnie prawie 2 tygodnie galopowałam po Warszawie z przerwą na odrobinę relaksu w Skarżysku.
Takie wypady na ziemię ojczystą to niezła kalkulacja czasoprzestrzenna, ale jestem zadowolona z odrobiny szaleństwa jaka temu towarzyszy *^v^*

No ale już wróciłam, Małego Czarnego wytestowałam w praktyce. jest ciepły ^v^

W kolejce do wykończenie, a może już mu tylko blokowania brakuje? Zgubiłam się w tych moich udrutkach. Czeka więc sobie szary luźny kardigan.

A ja tym czasem przyłączam się do środowego dziergania u Maknety z tym co u mnie obecnie jest na tapecie.

Ale najpierw czekoladowa rozpusta z przyfabrycznego sklepiku :3




1.
Podjęłam się czegoś od czego wymigiwałam się od dawna, a mianowicie na orbitreku dziergam mężowi sweter


Przybywa go powoli, ale sunie do przodu, na następną zimę będzie :).
Mam tylko nadzieję, że starczy mi wełny, bo już skubaniec nadgryzł mi trzeci motek(parę rzędów dalej niż na zdjęciu)

2.
jest już bardziej moje, ale też leniwie sunie do przodu z braku motywacji mrozowej :)
Uczyniłam drugie podejście do szalo-chusty na mroźne dni. Tym razem będzie ona czysto wełniana i w mniej odlecianych kolorach. Ta poprzednia biało turkusowa chyba nigdy nie doczeka się wszycia nitek, albo doczeka się ale nieprędko.


Staram się nie drutować 100 rzeczy na raz, bo to nigdy się dobrze nie kończy, te dwie drutuje równolegle, żeby się nie pogubić we wzorach i rzędach...

Powinnam jeszcze dorzucić coś o książkach, ale chwilowo nic nie czytam, to znaczy czytam najnowszego Neala Stephensona, ale tak źle mi się go czyta na telefonie, że muszę go chyba przenieść na Kindla, no zupełnie się nie mogę na nim skupić i właściwie nie wiem o czym czytam, więc uznaję go jako książkę nie czytaną, stąd też obecnie nic nie czytam (chyba bardziej zakręconego wywodu nie dało się napisać)



Pożalę się jeszcze na włóczkowy efekt jojo. Wróciłam do intensywnego drutowania, żeby uszczuplić swoje zapasy, a tym czasem, po chwilowym ubytku wagi przybyło mi 4 x tyle co ubyło v_v . Cierpię na chorobliwą otyłość wełnianą?


Oto moje nowo przybyłe nadmiarowe kilogramy... ech
Pocieszam się, że wyższa kupka zostanie skonsumowana przez powyższe dwie robótki :)
a mniejsza kupka to czyste merynoski, więc też się nie zmarnują :)

I juz tak na zakończenie podrzucę moje nowe zieleninki domowe :)
W weekend przytargałam z Ikei storczyka - ciekawa jestem czy jak zwykle zakwitnie u mnie tylko raz, ten sklepowy raz...
i liścia laurowego - mój poprzedni zmarł na suchoty i teraz jest suszonym liściem laurowym w słoiku



Miłej reszty tygodnia wszystkim życzę :)
Kobieta w swojej garderobie potrzebuje małej czarnej. Ale czasami zdarza się i tak, że potrzebuje małego czarnego ^v^

I tak oto powstał mój własny "Mały Czarny" sweterek.
Powstał w pocie czoła, bo dziergałam go jeżdżąc na crosstrenerze (jam szalona). Potem czekał chyba ze dwa tygodnie na guziki, ale w końcu jest !!
I doczekał się nawet zdjęć.

Oczywiście ja inteligentna kobieta chciałam go uwiecznić moim nowym aparatem, ale jako ukryta blondynka zapomniałam sobie zresetować ustawienia po dwudniowej zabawie z instrukcją obsługi, więc zdjęcia wyszły mi nutę ciemne. Rozjaśniłam je, ale to i tak nie to. Wybaczcie mi to, takie życie ;D

W celach zdjęciowo-spacerowych doczłapaliśmy aż do Kilchbergu, po drodze więc ograbiliśmy przyfabryczny sklep z paru czekolad Lindta, ale tej rozpusty wam pokazywać nie będę, bo aż mi wstyd ;)





sweterek ów to nic innego jak Safire
włóczka: Ice Yarns Pure Merino Extrafine - black
druty: 4mm i 3,5mm
na rozmiar S zeszło mi około 3 motki z kawałkiem, głównie dlatego że robiłam długie rękawy.

Po doświadczeniach z DROPS Alpaką merynosik to taki mięciutki misiaczek i do tego cieplutki.
Włóczka bardzo przyjemna w robieniu, do tego stopnia przyjemna że właśnie dziergam z niej kolejny sweter :)


przegięty insta-dziubek. Kochane kobiety, może taki(nie aż taki) dziubek podkreśla kontur szczęki, ale 90% z was wygląda wtedy jak ze szczotką w .... no w...



Na deserek ośnieżone Alpy, bo u nas nad jeziorem to mamy +11 stopni i o śniegu dawno już zapomnieliśmy

i jeszcze moje zabawy z aparatem

prywatna mikro pomarańczka

 i stado mandarynek. Człowiek sobie nie zdaje sprawy, jak trudne w obecnych czasach jest znalezienie pestki w mandarynkach




Miłego dnia :)


Może nie jestem aż taką fanką Hello Kitty żeby posiadać wszystko co się na rynku polskim z nią pojawia, ale....
ale czasami trzeba mieć jakieś odstępstwa od norm dorosłości, więc my jednogłośnie wpuściliśmy Hello Kitty do domu. Nie jako ponton, piłkę, maskotkę, telefon ze znanej sieci komórkowej, ale...
ale jako papier toaletowy ;D
mamy jeszcze ręczniki papierowe i chusteczki higieniczne, a wszystko to na licencji Sanrio :3
Wracając do fetyszy i Hello Kitty (w sumie bardzo dobrej jakości papier)
Pojawiła się ostatnio limitowana edycja tegoż papieru
KISS Hello Kitty :D
No nie mogliśmy sobie odmówić, w końcu jak często KISS promuje się za pośrednictwem kota i to na papierze toaletowym?


Podczas przeczesywania gratów kumulowanych u rodziców wygrzebałam puzzle :3
No więc nie mogłam sobie odmówić ich ułożenia. W wolnych chwilach łamałam sobie nad nimi kręgosłup, ale je w końcu zmęczyłam.
Wrzucam tu zdjęcie pamiątkowe, bo postanowiłam uskutecznić pewną metodę na niezaleganie zbędnych rzeczy w domu. Postanowiłam, że to będą puzzle przechodnie. Już mam nawet na nie chętną :3



Dziś będzie totalnie nie robótkowo aż do samego końca, ale za to będzie Havoc :)
Który jak zwykle jest pierwszy do pomocy przy kwiatkach....

Fretka w przedbiegach. Grzeje silniki przed otwarciem drzwi balkonowych~~

I pierwszy postój. Havoc namiętnie narkotyzujący się resztkami rukoli o_O
Nie jada jej, tylko wpycha się w nią i wącha, wącha, wącha i wącha. Czyżby taka kocimiętka dla fretki??
Hmmm

No ale nie samą rukolą fretka żyje, więc następny przystanek to szczypiorek.... czosnkowy....


Potem była znowu rukola, winobluszcz, szczypiorek, ziemia, doniczki, butelka po wodzie, konewka....
A potem freta przypliło i  poleciał do domu na sikundę ;)

A tu już bezfretkowe zdjęcia moich dzielnych roślinek, Mięty i pietruszki, które mimo skoszenia ich po ziemi i tak odbiły i trzymają się znakomicie....




:*

Chwilowo poza wegetacją popracową walczę jeszcze z paroma rzeczami, więc robótkowanie śpi. Zastanawiam się czy to przez to, że rzeczywiście mam co robić, czy po prostu zniechęca mnie fakt, że próbka którą zrobiłam może być niewymiarowa ;P
Na tygodniu muszę się zmotywować i ją wymierzyć....

A teraz smaczniejsza część.

1. ciasto.
Przekonana przez Brahdelt że nawet kaloryczna tarta nie ma kalorii ;)
upiekłam to cudo w wersji truskawkowo - jagodowej .
Najpierw zaskoczyła mnie pozytywnie konsystencja surowego ciasta, taka aksamitna~~ a potem smak. No po prostu Mniam ^^
Na pewno do niej wrócę za jakiś czas~~ przy okazji mój nowiutki nabytek zwany filiżanką do kawy ^^


2. moje roślinkowe mniam.
Nigdy nie byłam amatorką roślin kwitnących, zawsze mnie satysfakcjonowała ich zieleń i oznaki życia.
Dla tego uwielbiam mojego winobluszcza na balkonie, bo jemu nic chyba nie zaszkodzi.

Ale przejdźmy na ogródek jadalnej roślinności.
Zaczęło się od zestawów nasionek z Ikei, przy których sianiu wykazaliśmy się totalną amatorszczyzną, potem dałam ciała przy kilku innych nasionkach, aż wreszcie się nauczyłam, że nasionek nie przywala się "toną" ziemi. A tabletki torfowe stały się moją drugą miłością :3

Dziś tylko moje ukochane maleństwa, bo reszta zdjęć jakoś mi nie wyszła ;___;
Mój młodziutki groszek cukrowy (zasponsorowany przez Brahdelt: dzięki :*)

 Mięta (kurcze nie pamiętam jaka), jedna z ofiar mojego amatorskiego podejścia do siania.
Na szczęście jakoś biedula ciągnie i odkąd zyskała porządną doniczkę, to zaczyna powoli korzystać z życia.

 A tu moje najmłodsze dziecię. Tymianek ^^


Podsumuję sobie tą zieleninkę na przyszły rok:

1. nie przysypuj nasion wysypanych na tabletce torfowej ziemią.
2. tabletki w otoczce są fajniejsze, ale te w doniczusiach mają większy urok ;D
3. nasionka lubią wilgoć
4. nie zapomnij ich podlewać jak już się zmienią w rośliny, bo ci umrą z nienacka
5. podpisuj co siejesz, bo potem odkryjesz jakąś tajemniczą roślinność, którą nikt nie jest w stanie zinterpretować, a pachnie jak młoda marchewka ...

Jak ja uwielbiam świeże zioła :3

a na deser zaspany bonus:

Fretka w ciemnym kącie.