W sumie to muszę z przykrością przyznać, że nigdzie.
Siedzę na dupie w domu. Rano wypuszczam się codziennie do Zurychu i tamże (a potem w domu) uczę się dzielnie niemieckiego :)
I tak w sumie aż do połowy grudnia będę śmigała z tym niemieckim jak szalona, a potem przerwa na święta ^v^
Mój stan na dzisiejszą środę:
-sweterek - leży odłogiem
- czapka - leży odłogiem
- Crucial Conversations stały się literaturą sedesową
- Wężomag jako jedyny pełznie do przodu, bo czytam go namiętnie w pociągu, ale ile można - nawet namiętnie czytając - obskoczyć książki w 10min? W Warszawie było jednak łatwiej, 40min w przepchanym autobusie, jak już raz się ustawiło z książką przed twarzą, to nie dało się tej książki już od tej twarzy odstawić, bo ruch był 100% ograniczony tłumem. A tu.. szybko, nie za tłoczno... no Szajcaria nie sprzyja chłonięciu lektur w pociągach, jest po prostu na co dzień za krótko :)
W sumie najsprawniej posuwa się u mnie niemiecki, zaliczam właśnie mega przyśpieszony kurs, 5 razy w tygodniu po 3h dziennie (+ przerwy). W piątek mam test podsumowujący 1level.
Wracam więc zaraz do nauki :)
Uciekam więc, ale postaram się przed przyszłą środą ruszyć jednak jakoś z robótkowego kopyta.
Ach, zapomniałabym.
Upiekłam ciastka !!
Z okazji Bożego narodzenia w Migros pokazała się tona różnych wycinaczków do ciastek. Stałam przed tym regałem dobre 10min i oceniałam, ważyłam potrzeby, wrzucałam i wyciągałam z koszyka różne zestawy foremek, aż został mi jeden świąteczny zestaw kocich oczek
a to efekt mojej ciężkiej walki z wałkiem i przy wysoką temperaturą w kuchni ;)
bazowałam na przepisie z Moich Wypieków na
Optymistyczne kruche ciasteczka
poleconym mi przez maroccanmint :*
Rety, jakie piękne ciasteczka! Jak są ciasteczka w języku germańskiego oprawcy? Podziwiam zapał do nauki, taka dawka niemieckiego, jaką przyjmujesz, najpewniej by mnie zabiła ;)
OdpowiedzUsuńI mnie, nawet najmniejsza ;)
UsuńA ja ci zazdroszczę tego niemieckiego, też bym się pouczyła języka na takim intensywnym kursie, bo jakoś sama w domu to niestety nie daję rady.
OdpowiedzUsuńO, ja też powinnam się niemieckiego pouczyć. Niekoniecznie aż tak intensywnie.
OdpowiedzUsuńTrochę zazdraszczam szprechania, bo odkąd namiętnie słucham Fauna to mnie ciągnie aby się pouczyć.
OdpowiedzUsuńSamej ciężko w domu, a kursy kosztują, ale kieeeedyś na pewno gdzieś pójdę. ^^
Ja nie czytam za bardzo poza domem, bo dla mnie za głośno i za dużo rozpraszaczy.
Pozdrawiam!
Sweterek cierpliwy jest i poczeka na sztrykowanie, a Ty za to bedziesz pieknie szprechala ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i gute Nacht :-)
Pamiętam Bęzę! (obowiązkowa pozycja na niemieckim podczas studiów) ale niemieckiego ni w ząb ;)
OdpowiedzUsuńUrodziwe te ciasteczka bardzo :) A co w środku? Powidła śliwkowe i morelowe? Mniam!
OdpowiedzUsuńJak zestaw świąteczny, to powinna obok stać Gwiazda Betlejemska albo stroik z choinką, a nie wrzos! *^O^*
OdpowiedzUsuńTeż mam foremki do takich podwójnych ciastek, ale nigdy jeszcze nie piekłam markiz, muszę spróbować.
Do niemieckiego nie miałabym chyba cierpliwości i za bardzo mieszałby mi się z angielskim, podziwiam!
A ja naiwnie myślałam, że to ciasteczka z misternie wciskanym nadzieniem. A tu taki sprytny "myk" - dwie warstwy!
OdpowiedzUsuńJakie cudowne ciastka:) Mnie tez czeka niedługo pierniczkoWY RAJ:)
OdpowiedzUsuńNiemiecki to moja zmora z jednej strony, a z drugiej w jakimś zakresie mam świadomość, że też niewykorzystana szansa - w liceum chodziłam do klasy z rozszerzonym niemieckim i naprawdę sporo się nauczyłam, potem na studiach jeszcze jako tako o to dbałam chodząc na lektorat, a potem po prostu porzuciłam ten język i teraz to chyba w sumie musiałabym zaczynać od początku. Trzymam kciuki za Ciebie - niemiecki nie jest taki straszny, a może być bardzo przydatny :)
OdpowiedzUsuńPo raz drugi wyrażam swój podziw dla ciasteczek. Pierwszy komentarz zniknął. Mam nadzieję , że nie pojawią się oba. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń