Pokazywanie postów oznaczonych etykietą druty. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą druty. Pokaż wszystkie posty
z okazji środy (a właściwie czwartku rano) wrzucam moje obecne włóczkowanie.
Bo wczoraj jak co tydzień było

Sweterek piórkowy, który w momencie prężnego rozwoju okazał się emmm... porażką matematyczną i wyglądał na mniej jak ... no nie wyglądał, ale się zmieściłam...zmienił się z powrotem w kłębek i zastartował od zera. Tym razem policzyłam go porządnie (wzorowałam się na innym swetrze) i po paru kombinacjach alpejskich udało mi się go nawet przymierzyć. Ostatecznie przypłaciłam to łapaniem oczek na rękawie, ale to i tak mała strata w stosunku do zysku jakim jest świadomość, że w końcu dziergam coś we właściwym rozmiarze *^v^*


moje selfie ukrywające naolejowane włosy i maseczkę na twarzy ;D
Na chwilę obecną brakuje sweterkowi rękawów i jeszcze dobrych 15cm długości. Dodatkowo ma być dłuższy na tyłku, więc będę musiała odkopać moją bardziej zaawansowaną wiedzę drutową, ale to wszystko w swoim czasie.
A w temacie książkowym.. u mnie plaża, a właściwie to informatyka, więc jednak coś czytam. Niestety jest to mało fabularne, no chyba że ktoś chce poznać burzliwe losy Pythona o ograniczonych możliwościach pojmowania ludzkiej mowy ale za to rozumiejącego poprawnie napisany kod w jego sposobie pojmowania ;) Tak przyznaję się, zatęskniło mi się za moim wykształceniem, za dłubaniem na kompie z celem, a nie wertowaniem fejzbuków, jutubów i innych bezcelowych zabijaczy czasu.

Btw. skoro Brahdelt obecnie buszuje po Tokio, to ja mogę już z czystym sumieniem wrzucić moje zdjęcia sweterka, które robiłam w kwietniu podczas Hanami.


Czyli jak małe stworzenie zakopało się w niedokończonych i czekających na rozpoczęcie robótkach....
minimum Trzy udziergi
minimum 3 uszytki
jakieś udrutki
ubrania czekające na poprawienie
tona chciejstw
lalkowe pierdolety
małe tęsknoty za wykształceniem
i niemiecki w tle....



Wkopałam się po kokardkę, ale będę dzielna i się z tego jakoś wygrzebię... jakoś...
zrobiłam zdjęcia rzeczy które znalazłam (część jest gdzieś sprytniej pochowana) i będę sobie je odhaczała.
Muszę z tym skończyć, zacząć robić jedną rzecz na raz, nie wkopywać się w zachcianki.
Udało mi się to zrobić z lalkami ( 2 lata temu ograniczyłam się do jednej firmy - VOLKS) i nie mam już tego uczucia - nowość, ładne, chcę koniecznie chcę
Teraz czas to zrobić z resztą życia.

Zdecydowanie na dzień dzisiejszy robię:
- pokrowiec na futon
- piórkowy sweterek - głównie na rowerku

i niezależnie do tego niemiecki i dłubanie w kodzie

i nie myślę co będzie następne póki nie skończę tego jednego (znaczy dwóch)

PS. na zdjęciu są tylko te duże projekty, małe projekciątka okołolalkowe na razie zostawiam na poźniej v_v
Przez te szwajcarskie dni wolne mój organizm rozstroił się do tego stopnia, że wydaje mu się że dziś jest środa. Wczoraj nie chciał tego zupełnie przyjąć do wiadomości, więc z jednodniowym poślizgiem czynię cośrodowy meldunek robótkowo-książkowy :)
Bo wczoraj było Wspólne dzierganie i czytanie u Maknety :)



Dzielnie dziergam mój szal. został mi już jedno brioszkowe pełne okrążenie i około 10cio rzędowy brzeg :) i blokowanie v_v


Książkowo - znowu sięgnęłam do Seveneves Neala Stephensona(niestety dalej jestem gdzieś w początkach, więc nie mogę się jeszcze ustosunkować do treści), niestety bardzo skutecznie przeszkadzają mi w tym Playstation i to:

Żeby ten język wchodził mi tak jak mi nie chodzi to była bym bardzo, bardzo szczęśliwa v_v

W kolejce drutowej czeka mnie sweter męża, zaczęta w zeszłym roku szydełkowa narzutka, którą musze przemyśleć, i pudło puchatej, cieniutkiej Dropsiny. Mam więc motywację do dziergania szala, tylko te rzędy są już tak długie, że idzie mi to jak krew z nosa  ech~~ ale walczę :)



Muszę się pochwalić, że od ostatniego wpisu o kwiatkach, mój liść laurowy zaczął tak szaleć, że obecnie nie do końca mieści mi się na parapecie... Ciekawe czy uda mi się go nie zabić przez conajmniej rok. Bo już mi się suszone liście w słoiku nie mieszczą ;)


Storczyk natomiast stracił ostatnie kwiatki, więc chyba przeniosę go na parapet, żeby miał szansę na więcej słońca i zobaczymy czy mi jeszcze kiedyś zakwitnie.

PS dla Jonki - ty wiesz, że ta moja ikeowa lawenda chyba nie pachnie? Nawet nie wiedziałam że takie istnieją... ale jestem z tego powodu przeszczęśliwa *^v^*
Środa wraz z ładną wiosenną pogodą zmotywowały mnie do wyciągnięcia ręki po aparat.

uwieczniłam więc kilka zieleninek, póki żyją. Nie ukrywam, że ręki do roślin to ja nie posiadam.
Jedynymi prężnie rosnącymi u mnie roślinkami są sukulenty i kaktusy. Nawet rośliny jadalne odmówiły mi posłuszeństwa. Może to ta Szwajcaria im nie służy? 

Przedstawiam więc moje wiecznie uśmiechnięte zwierzątko - a imię jego Zbigniew ^v^
 

Na balkonie zagrzała miejsca lawenda, niby lawendy nie lubię, ale w formie zielonej i doniczkowej jakoś tak mój uraz do jej zapachu nieco zelżał . Nawet doniczkę ma lawendową :3


A tu potwierdzenie mojego braku ręki do kwiatków jadalnych... mój czwarty!! liść laurowy w ciągu niecałych dwóch lat v_v
1. był felerny, zahibernował się i przez całą zimę pluł mi czymś na okno
2. był żywy, ale przypadkiem go zasuszyłam w zeszłe wakacje..
3. zasuszył mi ostatnio przypadkiem mąż, albo kwiatkowi się zmarło z tęsknoty za mną ;)
4. póki co żyje, ale ma za sobą dopiero niecały tydzień przebywania ze mną ;)

jakby nie było mam teraz pełen słoik suszonych liści i wspomagam nimi od czasu do czasu obiady w trakcie ich gotowania.



a teraz ta zapowiadana zima.
Czyli moje dzierganie i czytanie, bo dziś przecież mamy 

WSPÓLNE DZIERGANIE I CZYTANIE u Maknety


Zima pierwsza - robótkowa
i wcale nie oznacza ona 100% zastoju. Przyznaję, sweter męża chwilowo zamarzł, ale za to mój szal sunie powoli do przodu.
I właśnie tu mamy tą zimę pogrzebaną ;) bo to robótka zimowa. Chętnie bym się przeniosła na coś lekkiego i wiosenno letniego, zwłaszcza, że Brahdelt ostatnio zainspirowała mnie miękkim cienkim sweterkiem.

udzierg zamrożony :



udzierg zimowy acz w gorącym okresie swojego powstawania ;)


nawet merynos poczuł wiosnę i kłębek się ułożył w kwiatuszka


Czytelniczo u mnie niestety w tej chwili plaża (nawet lato mi się wdarło do tego wpisu hehe)
Wróciłam do męczenia "Złodziejki książęk" po niemiecku, próbowałam wystartować ze Stephensonem na Kindlu i jakoś wszystko sprawia, że ani jedno ani drugie nie może ruszyć z kopyta.
Może w przyszłym tygodniu będę miała się czym pochwalić? Muszę więc nad tym popracować.


Środa... a ja jeszcze w proszku.
Ostatnie prawie 2 tygodnie galopowałam po Warszawie z przerwą na odrobinę relaksu w Skarżysku.
Takie wypady na ziemię ojczystą to niezła kalkulacja czasoprzestrzenna, ale jestem zadowolona z odrobiny szaleństwa jaka temu towarzyszy *^v^*

No ale już wróciłam, Małego Czarnego wytestowałam w praktyce. jest ciepły ^v^

W kolejce do wykończenie, a może już mu tylko blokowania brakuje? Zgubiłam się w tych moich udrutkach. Czeka więc sobie szary luźny kardigan.

A ja tym czasem przyłączam się do środowego dziergania u Maknety z tym co u mnie obecnie jest na tapecie.

Ale najpierw czekoladowa rozpusta z przyfabrycznego sklepiku :3




1.
Podjęłam się czegoś od czego wymigiwałam się od dawna, a mianowicie na orbitreku dziergam mężowi sweter


Przybywa go powoli, ale sunie do przodu, na następną zimę będzie :).
Mam tylko nadzieję, że starczy mi wełny, bo już skubaniec nadgryzł mi trzeci motek(parę rzędów dalej niż na zdjęciu)

2.
jest już bardziej moje, ale też leniwie sunie do przodu z braku motywacji mrozowej :)
Uczyniłam drugie podejście do szalo-chusty na mroźne dni. Tym razem będzie ona czysto wełniana i w mniej odlecianych kolorach. Ta poprzednia biało turkusowa chyba nigdy nie doczeka się wszycia nitek, albo doczeka się ale nieprędko.


Staram się nie drutować 100 rzeczy na raz, bo to nigdy się dobrze nie kończy, te dwie drutuje równolegle, żeby się nie pogubić we wzorach i rzędach...

Powinnam jeszcze dorzucić coś o książkach, ale chwilowo nic nie czytam, to znaczy czytam najnowszego Neala Stephensona, ale tak źle mi się go czyta na telefonie, że muszę go chyba przenieść na Kindla, no zupełnie się nie mogę na nim skupić i właściwie nie wiem o czym czytam, więc uznaję go jako książkę nie czytaną, stąd też obecnie nic nie czytam (chyba bardziej zakręconego wywodu nie dało się napisać)



Pożalę się jeszcze na włóczkowy efekt jojo. Wróciłam do intensywnego drutowania, żeby uszczuplić swoje zapasy, a tym czasem, po chwilowym ubytku wagi przybyło mi 4 x tyle co ubyło v_v . Cierpię na chorobliwą otyłość wełnianą?


Oto moje nowo przybyłe nadmiarowe kilogramy... ech
Pocieszam się, że wyższa kupka zostanie skonsumowana przez powyższe dwie robótki :)
a mniejsza kupka to czyste merynoski, więc też się nie zmarnują :)

I juz tak na zakończenie podrzucę moje nowe zieleninki domowe :)
W weekend przytargałam z Ikei storczyka - ciekawa jestem czy jak zwykle zakwitnie u mnie tylko raz, ten sklepowy raz...
i liścia laurowego - mój poprzedni zmarł na suchoty i teraz jest suszonym liściem laurowym w słoiku



Miłej reszty tygodnia wszystkim życzę :)
Kobieta w swojej garderobie potrzebuje małej czarnej. Ale czasami zdarza się i tak, że potrzebuje małego czarnego ^v^

I tak oto powstał mój własny "Mały Czarny" sweterek.
Powstał w pocie czoła, bo dziergałam go jeżdżąc na crosstrenerze (jam szalona). Potem czekał chyba ze dwa tygodnie na guziki, ale w końcu jest !!
I doczekał się nawet zdjęć.

Oczywiście ja inteligentna kobieta chciałam go uwiecznić moim nowym aparatem, ale jako ukryta blondynka zapomniałam sobie zresetować ustawienia po dwudniowej zabawie z instrukcją obsługi, więc zdjęcia wyszły mi nutę ciemne. Rozjaśniłam je, ale to i tak nie to. Wybaczcie mi to, takie życie ;D

W celach zdjęciowo-spacerowych doczłapaliśmy aż do Kilchbergu, po drodze więc ograbiliśmy przyfabryczny sklep z paru czekolad Lindta, ale tej rozpusty wam pokazywać nie będę, bo aż mi wstyd ;)





sweterek ów to nic innego jak Safire
włóczka: Ice Yarns Pure Merino Extrafine - black
druty: 4mm i 3,5mm
na rozmiar S zeszło mi około 3 motki z kawałkiem, głównie dlatego że robiłam długie rękawy.

Po doświadczeniach z DROPS Alpaką merynosik to taki mięciutki misiaczek i do tego cieplutki.
Włóczka bardzo przyjemna w robieniu, do tego stopnia przyjemna że właśnie dziergam z niej kolejny sweter :)


przegięty insta-dziubek. Kochane kobiety, może taki(nie aż taki) dziubek podkreśla kontur szczęki, ale 90% z was wygląda wtedy jak ze szczotką w .... no w...



Na deserek ośnieżone Alpy, bo u nas nad jeziorem to mamy +11 stopni i o śniegu dawno już zapomnieliśmy

i jeszcze moje zabawy z aparatem

prywatna mikro pomarańczka

 i stado mandarynek. Człowiek sobie nie zdaje sprawy, jak trudne w obecnych czasach jest znalezienie pestki w mandarynkach




Miłego dnia :)


Wróciłam do pedałowania z drutami :)
Jednak taka "akcja motywacja" to dobra rzecz :) uczę się pilniej, mniej tracę czasu na youtuba a do tego wróciłam do intensywnego zajeżdżania mojego "orbitreka"... W związku z czym muszę iść i nabyć dla niego jakieś ciężkie smarowidło, bo mu się zaczęło skrzypieć. No ale kto przy zdrowych zmysłach pedałuje około 1,5h dziennie robiąc przy tym na drutach i oglądając youtuba? Chyba tylko ja... co świadczy jedynie o mojej umiejętności współdzielenia procesów, a nie o zdrowiu psychicznym :) 
No właśnie, youtuba oglądam tylko na tym orbitreku i z przerażeniem stwierdzam, że te niby krótkie filmiki o tym i tamtym, złożone do kupy zajmują masę czasu, wręczą maaaaaasę, a nie tylko masę.

Dziś środowe dzierganie u Maknety(emm nie ma ?, najwyżej się później podepnę), więc pokaże co tam wyjeździłam do tej pory :)
Kawałek szalika z wcześniejszego postu uległ spruciu, bo przekombinowałam i zaczęłam go od nowa, tym razem poprawnie :) Jest on totalnym miszmaszem włóczkowym, biały kolor skończył mi się za szybko i nie jestem pewna połączenia kolorystycznego tegoż tworu. Ale dziergam. chcę zobaczyć jak mi się z taką chustą będzie współżyło, a jeśli jednak kolorystyka mnie pokona, to komuś go sprezentuję, bo smutno by mu było zalegać w szafie...

Obecnie szal wygląda tak i chyba powinnam go zmierzyć, bo niby mam jeszcze tylko trochę ponad dwa kłębki tego turkusu, ale nie wiem czy nie wyjdzie mi z tego szal na słona :P 



Wieczorkami dodatkowo zaczęłam wgryzać się w Safire. Wykorzystam do niej mojego świeżutko przybyłego z Yarn Paradise Merynoska ^v^


Książkowo niestety leżę i kwiczę. "Łuskanie fasoli" się kurzy, "złodziejka książek" wymaga jednak słownika, więc idzie mi jak krew z nosa, ale przynajmniej sympatyczna krew z nosa. Więc niestety nie wypowiem się, czy mi się podoba czy nie, bo nie wiem v_v
W ogóle ostatnio zamieniłam moje normalne czytanie w pociągu na naukę słówek, więc siedzę i ryję te słówka (niemiecki nigdy nie będzie moim ukochanym językiem... z tymi swoim czasownikami rozdzielnie złożonymi, rodzajnikami i długimi składakami wielowyrazowymi)


I tak to ostatnio moje życie się toczy. niemiecki-niemiecki- jedzenie- niemiecki - rowerek - niemiecki - zdechłe zwłoki przed TV - spanie... Bosh, jak ja bym chciała być jakimś orłem lingwistycznym, ale nie jestem... ech życie ;)

Dziś niedziela. Więc robię sobie przerwę w Akcji Motywacji. Nie jeżdżę z drutami, odpuszczam sobie naukę. Dziś tylko relaks i bardzo zaległy sweterek :)

Przedstawiam Wam Pasiatka.


wzór: Versio by ANKESTRiCK
włóczka: Lenka - Włóczki Warmii
druty: 3,5mm

Sweterek ten zauroczył mnie już dawno temu na Ravelry, a ponieważ zauroczenie nie przeszło mi przez rok, to w poprzednie wakacje zaczęłam go dziergać. Dobrze, że to dzierganie mi nie szło, bo oczywiście pomyliłam się i zamiast S zaczął mi się tworzyć rozmiar XL v_v drugie podejście do sweterka zrobiłam jakies pół roku później, głównie dzięki Środom z czytaniem i dzierganiem u Maknety i w końcu pierwszy raz od dawna udało mi się jakiś projekt doprowadzić do szczęśliwego końca.
Lenka jest dość fajną włóczką. z początku sztywna, po kontakcie z wodą robi się na szczęście dużo przyjemniejsza i całkiem dobrze się poddaje blokowaniu.
Oryginalnie sweterek powinien mieć ala marynarski kołnierz, ale tak mi się nie układał, że przerobiłam go na kaptur.

Trochę przeszkadza mi na tych zdjęciu fałdujący się pod sweterkiem top, ale prędko nie powtórzy mi się okazja robienia sobie fotek w ogrodzie Volksa (Kyoto), więc proszę zwracać uwagę na piękno otoczenia, a nie moje fałdki ;)
No i już pomijam fakt, że ja nie umiem pozować, a mój mąż nie umie korzystnie robić zdjęć (ale się stara za co jestem mu niezmiernie wdzięczna)






I jeszcze troszeczkę samego ogrodu, mam wrażenie, że blogger wygubia mi część nasycenia zieleni ze zdjęć :/ życie...








Ehh... w końcu przyznałam się dziś przed samą sobą że naukę niemieckiego używam trochę jako wymówkę do zapychania sobie czasu. Nie to żeby mi tego czasu skutecznie nie zapychał, ale cały czas w tle czuję, że mogłabym dziennie zrobić coś jeszcze niż tylko siedzieć przed kompem lub niemieckim. 
Dlatego też dziś postanowiłam jednak coś tu napisać :)
Oczywiście motywacją dodatkową jest wspólne dzierganie i czytanie u Maknety



Skończyłam czytać kolejny tom Wrocławskich poczynań Eberharda Mocka i sprawdziłam tytuł " Koniec świata w Breslau".

Nie powiem podobało mi się, ale nie wiem( to znaczy wiem) czemu cały czas tęsknię jednak za Anastazją i rosyjskimi klimatami.
Postanowiłam nie popełniać tego samego błędu co przy Maryninie i nie czytać całej serii ciurkiem. 
I tym sposobem wylądowałam z Krzysztofem Szarym i jego 50cioma odcieniami ;)

Jedno trzeba książce przyznać, czyta się ją szybko, nawet w języku obcym. A jakie są moje odczucia ogólne? Czytając tą książkę czułam się trochę jak dzieciuch chłonący Harlekina. Jest to typowe romansidło z księciem z bajki i szarą myszą, przepraszam szarą zgrabną myszą. Jest sex, pejcze krawaty i główny wątek, czyli jak tu zrobić z faceta dominy, normalnego faceta v_v nie wiem jak to się skończy, boję się że kolejnych dwóch? tomów już mój organizm nie uciągnie.

Ale znając genezę książki wiem czemu jest ona taka popularna. W końcu to fanfic do Zmierzchu, więc fani zmierzchu nabili temu taką poczytalność, że aż zrobili film, którego nie planuję obejrzeć.
Z wniosków głębszych. Auto w ramach przygotowania się do pisania romansidła o tematyce bdsm chyba ograniczył się do obejrzenia softporno z lat 90tych, gdzie pan pani wiąże ręce krawatem a potem daje jej soczyste klapsy krzycząc "tu jest twój dom, tu pan"....
został mi chyba jeszcze jeden stosunek seksualny do końca książki i przenoszę się na na łono literatury normalnej.
W planach mam " Złodziejkę książek" - może skuszę się na niemieckie wydanie w ramach ćwiczenia języka - i "traktat o łuskaniu fasoli" :)

Przypadkiem się rozpisałam. to teraz rzucę na ruszt trochę włóczki.

moja narzutka letnia oficjalnie wczoraj poszła w kąt. zrobiłam ją prawie całą, ale w połowie zabrakło mi włóczki, znalazłam w zapasach inne ale oczywiście biel tak jak szarość ma wiele odcieni, może też 50? więc mam teraz trochę kwadratów innych niż reszta, które niby udało mi się wkomponować, ale przekonana nie jestem.



Muszę to zdecydowanie zszyć i przymierzyć, bo póki co jestem niezadowolona. Ja chyba nie jestem fanką szydełkowania z elementów :/

W tym roku nad jeziorem Zuryskim jakoś tak brzydziej się jesienią zrobiło, niż w zeszłym. Więc zapragnęłam ciepłej dużej chusty lub szala.

Znalazłam kompromis, wąską chustę. Moonraker zauroczył mnie na tyle, że już go nawet zaczęłam :)



Nie wygląda tak uroczo jak oryginał , ale to dopiero początek, no liczę też na pozytywne efekty blokowania.

A właśnie, zanim zaczęłam ślęczeć po wakacjach nad niemieckim, to jeszcze zdążyłam przeszlifować za ciemne ciało mojej nowej żywicy i teraz nie mam czasu jej pomalować :/ 
Tak mi z tym źle, że postanowiłam znacząco mniej czasu poświęcić internetowi i wrócić na orbitreka z drutami i wygenerować też czas dla moich lalek i koszyka z papierowej wikliny, który napoczęłam gdzieś w lipcu... może postów na blogu tez przybędzie? obym się w końcu zmobilizowała.. ech