Człowiek się nawet nie spodziewa kiedy mu się może przydać odrobina kultury i dobrego wychowania.

Kiedy opuszczaliśmy nasze mieszkanko na Akasace postanowiliśmy, że nie zostawimy właścicielowi totalnego chlewu turysty wyzwolonego i ogarnęliśmy mieszkanie.
Kiedy dotarliśmy do pozbawienia pościeli poszewek naszym oczom ukazały się tasiemki łączące poszewkę z kołdrą. 
No kurde genialne... że ja na to nie wpadłam przez tyle lat, tylko całe życie walczyłam z kołdrą wędrującą wewnątrz poszewki, która(kołdra) nie wiedzieć czemu, zawsze wolała nasze nogi, bądź połówkę męża....
Żeby człowiek musiał jechać do dalekiego kraju żeby coś takiego odkryć ;D

Kupiłam więc zapas tasiemki na całe życie (chyba 30m) i wzięłam się do roboty

ucięłam 12 dłuższych tasiemek
 które przyszyłam na rogach, po środku na górze i na dole kołdry
 (to się nie łączy na końcu)
 potem docięłam 5 krótszych tasiemek
 i przyszyłam je w pętelkę  na rogach i na środku góry poszewki (od wewnątrz)

No i tym to wspaniałym sposobem kołdra przywiązuje się trwale do poszewki i nie ma szans robić mnie w jajo w ciągu nocy ;)

A na deser, a właściwie na obiad, takoyaki wersja polska (majonez kielecki musi być). Na rasowej żeliwnej patelni zakupionej w Tokio na ulicy Kappabashi ^^ (mydło i powidło z działu  - gastronomia)





PS. Żółty sweterek zszyłam już do kupy, ale po przymierzeniu doszłam do wniosku że bez kołnierzyka się nie obędzie, bo jakoś tak łyso pod szyją wygląda, więc wieczorem dodrutuję mu coś na szybko (zainspirowana sweterkiem Brahdelt)
I jutro w końcu może zmotywuję się żeby go zblokować :3

W sumie to już od dwóch tygodni siedzimy z powrotem w Warszawie.
Trochę bolesne było zderzenie wygrzanego ciała z nastoma stopniami w Polsce, ale pocieszam się, że w końcu prędzej czy później w Tokio też będzie te naście, no bo jak wiadomo wszystko co dobre nie trwa wiecznie.

W ciągu tych paru tygodni udało nam się nie zwiedzić żadnego muzeum (o ile dobrze pamiętam), zaliczyć sporo parków i ogrodów, zapoznać się z asortymentem wielu sklepów, wypchać nie wiadomo czym walizki pod sam korek zarówno wagowy, jaki i pojemnościowy.
I a najważniejsze dolecieć z i do Helisinek Dreamlinerem bez żadnych usterek :3

Na pocieszenie wrzucę sobie upolowaną dzień po tajfunie górę Fuji


No, a wracając do powrotu do Polski, to o dziwo tym razem jakoś poszło mi całkiem dobrze. Nie rzuciło mi się nic negatywnego na nastrój, w pracy też jakoś od razu się zaaklimatyzowałam.

Pozostaje mi tylko w końcu nadrobić zaległości w japońskim i można żyć normalnym trybem codziennym :)



Przed wyjazdem mój wyjeżdżony sweterek wyglądał tak, w tym tygodniu planuję go ostatecznie złożyć do kupy i zblokować. W końcu jakby nie patrzeć jesień nadeszła, a on miał być właśnie na tą porę roku :)
Przede mną jeszcze dwie czapki, być może szalik i sweterek na lato (dalekie plany hehe). Muszę szybko rozpisać sobie te czapki, bo nie mam z czym jeździć na rowerku , a nie wolno mi osiąść na laurach, bo sobie już sporo ubrań pozwężałam ;P i stanowczo podoba mi się mój obecny obwód tyłka, choć oczywiście mogłoby być go jeszcze mniej jak dla mnie ;)
(tu powinnam dostać kopa od męża za wieczne marudzenie że jestem za gruba)

Jak to dobrze, że jesteśmy turystami, możemy robić to co Japończycy, tylko że na tygodniu. Dlatego weekendowy tajfun nam nie przeszkadza aż tak bardzo, choć przez niego nasza dzisiejsza wyprawa na takoyaki do znajomych wisi na włosku :/

Właśnie wyjrzałam na balkon, bo mój organizm nie mógł uwierzyć tak na słowo prognozie, że jest około 24 stopnie, ale jest, a ma być około 28 i tajfun tu zupełnie w tym nie przeszkadza.

A na poprawę nastroju Tokio od trochę innej strony. Tej zielonej.

ogród - Hamarikyu Onshi Teien



Park - Shinjuku Gyoen



idę się ogarnąć,, bo jednak postanowiliśmy "popłynąć" na takoyaki :3

PS. Z ciekawości zajrzeliśmy wczoraj do japońskiej sieciówki ubraniowej UNI QLO, i zaczęłam żałować że nie ma jej w Polsce :( ubrania normalne, a ceny jakieś takie przystępniejsze niż w tych naszych wspaniałych Rezervedach czy H&Mach i jakieś takie w dotyku fajniejsze.
Od niedzieli rano wybrykalismy na wakacje :)
Po przejściu kiepsko zorganizowanego check in'u i nadgorliwej przetrzepanki w objęciach celników w końcu wydostaliśmy się z kraju :)

Powiem tak, nigdy więcej British Aiways na długiej trasie. Tym razem lecieliśmy FinAir'em i JAL'em i było super.
Samolocik do Helsinek mieliśmy w 80% wypchany japończykami. Jakaś kobitka katowała całą drogę biedną gimnazjalistkę opowieściami, ale jak postanowiłam obgadać polaków, to jakoś tak dyskretnie ściszyła głos, a tak dobrze mi się na niej trenowało japoński ze słuchu XD

W Helsinkach, przelecieliśmy przez lotnisko ekspresowo, nikt nas już nie macał, nie rozbierał itp (tak jak w Anglii dwa lata temu) :)

I co lot Finairem był miły, to JAL'em był super. Punktualny, miła obsługa, bardzo smaczne jedzenie, samolot przestronny, filmów akurat na przetrwanie trasy(no dobra, mogło być więcej, ale i tak jestem mile zaskoczona najnowszym GitS'em o którego istnieniu wcześniej nie wiedziałam) . A te przyciemniane okienka w dreamlinerze, strzał w dziesiątkę :)
A i co najważniejsze, i loty i przesiadka były sporo krótsze niż w BA. Żyć nie umierać ^^

A jak już dotarliśmy do celu, to trzeba było wygrzebać omiyage dla hosta.


Po zadekowaniu się w mieszkanku poszliśmy wychodzić jet lag'a ;) trafiliśmy na lodziarnię BR na Shibuyi


Drugiego dnia zupełnie przypadkiem trafiła nam się możliwość podziwiania widoku Tokio z tarasu widokowego na Roppongi Hill's. Przypadkiem , bo poszliśmy tam niesieni nogami, a nie z zamiarem zwiedznia ;)
 

 Ale góra Fuji i tak była do połowy w chmurach (chamy jedne , nie chmury)



Odkryliśmy nowy sposób kupowania długopisów wielokolorowych (obudowy na wybrana ilość kolorów + wkłady we wszystkich kolorach tęczy, my ograniczyliśmy się do w miarę podstawowych)
 

I znaleźliśmy sezonowy wybryk FritoLay'a i Pepsi. Smakuje jak Flips zagryziony musująca orężadką w proszku o smaku Coli. Walczę z tą paczką już drugi dzień, mąż się poddał ;D


Przypadkiem natrafiliśmy na Sadako (ze śpiącym kierowcą, a może już nie żył?) reklamującą "Sadako 2" 3D.
Te włosy to na prawdę włosy, zarówno na dużej jak i małej Sadako.


 Obkupiliśmy się w single zespołu Baby Metal (polecam się z tym zespołem zmierzyć na youtube)


A tak poza tym to krążymy po mieście, wyrabiamy kilometry, chłoniemy 30stopniowe upały i ponad 70% wilgotność.

Obserwacje:
Przez dwa lata kilka budynków zniknęło, kilka się pojawiło(i to nie domków mieszkalnych, tylko przeogromnych biurowców), japonki coraz zgrabniej człapią na obcasach, nikt praktycznie nie używa okularów przeciwsłonecznych i wachlarzy, mam wrażenie że przybyło japonek przy kości, ale dalej nie jest ich sporo. Rowerzyści naoliwili sobie hamulce, a wszystko inne jest po staremu.

Podstawowymi środkami do walki z upałami są:
 kremy z filtrem (już mamy), parasolki u kobiet(muszę sobie kupić), ogromne daszki nasuwane na pół twarzy (starsze panie), a najpopularniejsze w użyciu są ręczniczki do doraźnego ścierania potu z twarzy i okolic ^_^

Jak się ma nasz japoński w użyciu?
 Tragicznie bym powiedziała. Ale i w takiej formie jest bardzo przydatny. Japończyk słyszący pytanie "czy mówi pan/pani po angielsku" momentalnie wpada w panikę, a Japończyk pokaleczony własnym językiem przez gajina staje się pomocny, przychylny i trochę za bardzo rozmowny, co potem budzi chwile krępującej ciszy z obu stron, ale jest spoko :D

Dziś zwialiśmy grupie uczniów, którzy ewidentnie chcieli sobie na nas poćwiczyć angielski, w tym roku to my sobie na nich ćwiczymy, czas zemsty nadszedł :3

Jako ciekawostka, tu się ściemnia około 18:30. Od 18:00tej wygląda to tak jakby ktoś stopniowo przykręcał słońce. Ale i tak jest po zmroku cieplutko :)

Postaram się zmobilizować do bardziej widoczkowych zdjęć w następnym wpisie, ale i tak na razie uznaje za sukces, że w ogóle ten powstał, bo pisze go tuz przez północą w stanie mocno schodzonym ;)

dobranocne buziaki :*

PS. przepraszam za poziome zdjęcia, nie mam już siły a blogspot nie umie :/ a szczerze, to mógłby...
Jakos tak wyszło, że wróciłam ze Skarżyska i mnie wcięło życie codzinne. I aż wstyd się przyznać, jakas głupia gierka na fejsie też... :/

No ale...
 Siedzę, nadrabiam kilka lalkowych makijaży, zwężam i skracam sobie spodnie i bluzki ;)

Zwężanie spodni... ech, u mnie to norma, bo zazwyczaj odstają mi na dupie, a teraz jak parę kg zrzuciłam jeżdżąc ze swetrem i szalem, to dodatkowo i w biodrach mi jeżdżą wszystkie sztuki jak leci.

Chciałam zrobić Fretkowy tutorial, jak to ja poprawiam sobie spodnie "na chama", ale spodnie mnie dziś pokonały. Bo jak wiadomo im większy rozmiar tym te spodnie sa w każdą stronę większe. Więc jak sobie spodnie w talii zwęziłam to mi pasek poszedł do góry i nagle spodnie z normalnym stanem zaczęły być z totalnie zawysokim stanem... i tak moje dobre chęci umarły.

Ale~~ ale mój kochany mąż oglądając sobie mecz, odpruł mi owy za wysoki pasek i jutro mam zamiar zrobić drugie podejście do tych spodni :3

A w niedziele zaczynają mi się wakacje :3 już się nie mogę doczekać jea~~

-----------------------

żeby nie było tak łyso i marudnie ;P

to będzie marudnie i ze zdjęciem.

Szechereżaba się zblokowała i bardzo ładnie okazała wszem i wobec, że nie powinno się przerywać robótki na jakieś 3 lata, bo się styl robieniu na drutach człowiekowi może zmienić :/
Na szczęście szalika nie będę nosiła jako chorągwi, więc na co dzień różnice się spokojnie zatuszują :)

-----
dorzucam zdjęcia brzegu, żeby był jakiś dowód że jest ;D
po bokach jest prosty, no może po tych drutach to lekko falowany, ale oficjalnie prosty ^_^


 A na deser pyszne morelki :)


A teraz idę po gorącą herbatkę, bo jestem padnięta i nie bardzo panuję nad tym co piszę ;)
Wymknęłam się na kilka dni z Warszawy do Skarżyska i w ramach miłego spędzania poczłapałyśmy z mamą na spacer wokół Zalewu Rejowskiego. Ucywilizowanego trochę rekreacyjnie, nie to żebym nie lubiła jego dzikszej wersji, ale teraz stał dogodnym miejscem dla spacerowiczów, biegaczy, rowerzystów, amatorów kąpieli, ognisk i czego tam sobie człowiek jeszcze życzy. Wędkarze są tam wieczni, więc im zmiana otoczenia co najwyżej popsuła ciche schadzki w krzakach ;)

Byłam na tyle przytomna, że wzięłam aparat ^^ a dziś jak pogoda dopisze to znowu tam skoczymy i zapuszczę GPS'a i Endomondo na komórce, to sobie zliczymy trasę :3

zdjęcia :)