Tydzień zleciał mi jakoś dziwnie szybko. Ale, o dziwo nie do końca bezowocnie, jak się na początku spodziewałam.
Postanowiłam więc zrobić swoim "owocom" parę zdjęć.
I tu zaczęły się schody, a dokładniej biały termofor osiadł mi na kolanach i za nic miał fakt, że ja właśnie chcę wstać

Jak już się go pozbyłam, zagarnęłam rzeczy z połowy stołu i zabrałam się za robienie zdjęć.
Aparat zmarł po drugim......
W między czasie jak się ładował przez moje kolana przewinęły się oba zwierzaki uniemożliwiając mi jakiekolwiek próby nabazgrania czegokolwiek ołówkiem (powoli coś sobie koślawię na papierze).
Na szczęście aparat znowu ożył i wreszcie mogę rozpocząć sprawozdanie tygodniowe ;)
Na początek zmobilizowałam się i dokupiłam brakującą włóczkę na kocyk, udało mi się nawet wygrzebać kolor, którego nie miałam, a który uznałam za pasujący do ogółu :D

Ku mojemu zaskoczeniu paczka przyszła w czwartek czyli dokładnie dobę po wysłaniu jej z inter-foxu (normalnie szok! może poczta próbuje wzbudzić zaufanie przed świętami, bo wiedzą, że znowu się nie wyrobią z życzeniami świątecznymi, które przyjdą w styczniu).
W piątek zaliczałam wizytę u rodziców i dentystę (ceny dentysty w warszawie jednak mnie przerastają), a ponieważ nie mogłam się zdecydować na jakąś książkę to w pociągu towarzyszył mi Gucio i szydełko nr 6.

Zamarzył mi się szaliczuś.
Niestety kolej wyznaje zasadę "grzejemy na maksa albo wcale" , co niestety spowolniło moją szalikową walkę. W drodze do Skarżyska było potwornie gorąco, do tego miałam wrażenie, że coś dmucha tym gorącem bezpośrednio na mnie... więc na przemian przysypiałam, szydełkowałąm i zastanawiałam się czy się jednak nie rozebrać :/
W drodze powrotnej było dla odmiany potwornie zimno (w połowie drogi zaczęły mi drętwie stopy). Na szczęście wracałam z siostrą cioteczną (nie współgra z robieniem szalika), więc jakoś przetrwałyśmy gadając o pierdołach różnistych.
Na dzień dzisiejszy szalika mam tyle ;)

Tu nastąpiła chwilowa przerwa w fotografowaniu wyrobów włóczkopochodnych, bo moje kochane futerko postanowiło się poudzielać w świecie włóczki

Co zakończyło się szaleńczym kicaniem po fotelu z obgryzaniem mojej ręki w tak zwanym między czasie :/








Koniec :D
Fretka opanowana można kontynuować. Mój sweter. skończyłam wreszcie pierwszy rękaw i właśnie zaczęłam drugi, czyli zbliża się toto ku końcowi :D

I w ten to optymistyczny sposób podsumowałam tydzień, jestem z siebie dumna ;P
A tu specjalnie dla
Kath zdjęcie Tweedu z którego zrobiłam już kwadraciki. To jest kolor 503 i mam wrażenie, że na tym zdjęciu wyszedł w miarę naturalnie(mimo, że zdjęcie jest ciemne) ;)
Zapomniałabym, tweed podwójną nitką nie jest jakiś super przytulnie mięciutki, ale zły też nie jest, jest taki w sam raz