Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szydełko. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szydełko. Pokaż wszystkie posty
Czyli jak małe stworzenie zakopało się w niedokończonych i czekających na rozpoczęcie robótkach....
minimum Trzy udziergi
minimum 3 uszytki
jakieś udrutki
ubrania czekające na poprawienie
tona chciejstw
lalkowe pierdolety
małe tęsknoty za wykształceniem
i niemiecki w tle....



Wkopałam się po kokardkę, ale będę dzielna i się z tego jakoś wygrzebię... jakoś...
zrobiłam zdjęcia rzeczy które znalazłam (część jest gdzieś sprytniej pochowana) i będę sobie je odhaczała.
Muszę z tym skończyć, zacząć robić jedną rzecz na raz, nie wkopywać się w zachcianki.
Udało mi się to zrobić z lalkami ( 2 lata temu ograniczyłam się do jednej firmy - VOLKS) i nie mam już tego uczucia - nowość, ładne, chcę koniecznie chcę
Teraz czas to zrobić z resztą życia.

Zdecydowanie na dzień dzisiejszy robię:
- pokrowiec na futon
- piórkowy sweterek - głównie na rowerku

i niezależnie do tego niemiecki i dłubanie w kodzie

i nie myślę co będzie następne póki nie skończę tego jednego (znaczy dwóch)

PS. na zdjęciu są tylko te duże projekty, małe projekciątka okołolalkowe na razie zostawiam na poźniej v_v
Wróciłam z wakacji :)
Czas wrócić do życia codziennego.
Niestety moja narzutka ucierpiała na tym, bo 3 tygodnie nikt jej palcem nie tykał.
Nawet jakbym chciała tykać, to nie miałam czym. Bo na dzień przed wyjazdem złamałam szydełko v_v
Wydawało by się że rozmiar 4mm nie będzie problemem, ale nie, okazało się że jest tak popularny, że akurat tego wszędzie gdzie zaszłam brakowało. Na szczęście Tokijska Okadaya ma zawsze wszystko ^v^, więc i ja mam moje nowiutkie szydełko :3
Przy okazji prawie zaliczyłam wpadkę rozmiarową, bo ciągle mruczałam pod nosem "szydełko czwórka" i prawie kupiłam czwórkę, która mimo takiego numeru wcale nie była 4mm... na szczęście mnie coś tknęło, że cuś za mała jest ta moja czwórka.
Po powrocie z wakacji zastałam pod drzwiami paczkę z chińskiego sklepu (zamówienie testowe) a w nim okazało się, że taż są szydełka ;D które zamówiłam z ciekawości(o czym zapomniałam) jak jeszcze nie zapowiadało się że będę potrzebowała nowego ;D także teraz mam nadmiar

na zdjęciu mój wysłużony pęknięty (złamany będzie jak go spróbuję użyć, bo trzyma się na skrawku plastiku) Voque, potem nowiusi Clover z antypoślizgową rączką i nołnejmowa chińszczyzna.


a tu obecny stan moje narzutki, czyli chwilowo kamizelko-bezkształtny kwadrat...


Skoro mamy dziś środę, to i warto nadmienić co nieco o książkach (nie mam zdjęć niestety, bo zapomniałam)
Przebrnęłam przez "śmierć w Breslau" i gdzieś w połowie książki Marynina wraz z jej Anastazją w końcu odpuściły i się wciągnęłam w brutalny świat niemieckiego Wrocławia, sowicie zakrapianego, upstrzonego nagimi kobietami i brutalnymi policjantami przemawiającymi do ludzi siłą (i godnością osobistą?)
Teraz jestem na kolejnym tomie, i zabijcie mnie, a nie pamiętam jak się nazywa, a książka leży w łazience i  mi do niej za daleko, ale oczywiście to też coś z Breslauem w nazwie.
A poza tym przeczytałam sobie "Magię sprzątania" Marie Kondo. I raczej dalej nie mam zamiaru wynieść w workach połowy domu, to poczułam się zainspirowana, żeby jednak to mieszkanie przeczesać i trochę wewnętrznie ogarnąć. Po części odbije się to zapewne na moim żółwim projekcie zmniejszania ubrań. Bo w trakcie jego trwania już nieraz się przekonałam że to jednak nie takie banalne i nie wszystko daje się zmniejszyć od tak. Ale może o tym innym razem :)
Przy okazji "zyskałam" nowe spodnie na "po domu", bo mimo że mi z tyłka nieco zjeżdżają i na miasto bym w nich już  nie poszła, to na walanie się po mieszkaniu są super wygodne :3 Czyli sprzątanie, dobra rzecz ^^

PS. choć raz wyrobiłam się z wpisem w środę ^v^ bo to dziś mamy "wspólne czytanie i dzierganie u Maknety"

Czyli kolejna środa dziergania i czytania u Maknety


dziś przychodzę z tym co dalej stało się z białym sweterkiem. Bo spruł się w 5 okrągłych kłębuszków i obecnie zamienia się w szydełkową, ażurową narzutkę :) Fretka podąża za modą obecnego lata, ciekawe czy się z tym wyrobi do jego końca ;D


Zapewne bym już toto skończyła, albo przekonała się, że mi zabrakło bawełny... ale wieczorami mnie dopada na tyle silny leń, że wygodniej mi wspierać męża grającego w Wiedźmina 3, leżąc obok niego martwym plackiem, niż machać szydełkiem v_v

No i przy okazji skończyła mi się Marynina ;____;
wzięłam się za Marka Krajewskiego i jego  " śmierć w Breslau" ale jakoś nie mogę się wciągnąć, czyżby tęsknota z przygodami Nastii mnie aż tak przytłaczała?
A o śmierci jakoś nie mogę jeszcze nic powiedzieć, bo utknęłam gdzieś na 30tej stronie i czytam ją do sedesu, a tam raczej za długo dziennie jednak nie przebywam :/
poczekamy zobaczymy, zabiorę Krajewskiego ze sobą na wakacje to może się chłopak posunie do przodu :)
Tytuł postu znowu powinien nawiązywać do zaległości ;D

Wrzesień jako taki nie powinien mnie już zupełnie ruszać, bo już nie dość, że szkoły mam za sobą, to studia też. A jednak jakimś dziwnym trafem od początku zeszłego tygodnia jestem tak zarobiona, że nie mogę sobie znaleźć czasu na spokojne leżenie dupą do góry. To znaczy znajduję wieczorem. Ostatnio nadrabiamy serial Scrubs, który w Polsce został przetłumaczony hmm...jako " Chorzy doktorzy" a przecież scrubs to ewidentnie są lekarskie ubrania robocze - czytaj fartuchy :) no ale rozumiem, kreatywność tłumaczy i bla bla...
A wracając do tych wieczorów, to jestem już wtedy padnięta i nie do końca chce mi się jeszcze coś robić :/

ZALEGŁOŚCI

Zacznijmy więc od misia ^^
Nie jestem pewna czy chciałam osiągnąć coś dokładnie takiego, ale robienie go było tak fajne, że rekompensuje mi to moją kaleczność w formowaniu łebka, bo i tak wyszedł mi misiowy słodziach *^v^*


Dorzucam też zajawkę poremontową z przedpokoju ^^
Więcej na pewno pokażę, no ale wiecie, trzeba się zmobilizować do wzięcia aparatu w łapkę ;_;
Wychodzi ze mnie fotograficzny leń...


Ach, w zeszły czwartek wybrałyśmy się z Brahdelt na planowany już od dawna, wypad do Wilanowa. W oddali widziałam słynną już Świątynię Opatrzności, wyglądającą jak hmm... hmmm... wielki betonowy czop....

Ogród okazał się wielkim ugorem ogrodzonym siatkowym płotem, ale część dzikiej przyrody nie została skalana koparami i spychaczami, więc udało nam się co nieco uwiecznić.

Zostałyśmy nawet okwakane przez faunę sunącą po wodzie, ciekawe czy chciała nas zniechęcić, czy po prostu miała nadzieję, że się załapie do sesji ;D


Jako żywiczny pierwszy plan brutalnie wykorzystałam Lacrimosę, która jest na chwilę obecną w najlepszym stanie stylistycznym i nawet ma już skończone ok 70% docelowej stylizacji ^^



Więcej sesji, jak obrobię ją już docelowo w photoshopie ^^

A jako dzisiejszy bonus, Yuri (cały czas myślę nad imieniem) na ciałkowych przymiarkach.
Ciałko Aria Doll (notabene od Brahdeltowej Narvy) pasuje idealnie i kolorem i rozmiarem, tylko moje będzie miało biuścik B a nie to biuściszcze EEEEE~~~(Janek oczywiście wolałby to EEEE)
ech życie ;D


obiecuję więcej wełny/włóczki następnym razem

buziaczki wszystkim :*
Podniosę tą ciężką wełnianą rękawicę rzuconą przez Brahdelt.
Obronię się jakoś moimi szczątkowymi tworami włóczkowymi :D

Na pierwszy rzut moje ulubione dziełka ^^

1. Szeptany - mój najukochańszy sweterek, cieplutki, malutki i mięciutki *^^*


2. Joy - deńko przyciasny, ale co tam i tak go nie zapinam ^^ ale satysfakcja, z tego że przebrnęłam przez opisy wzoru dodatkowo motywuje mnie do tego sweterka.


3. rękawiczusie ^^ wysłużyły mi dzielnie całą zimę, akryl w nich zawarty niestety już dał o sobie znać i na przyszły sezon będę produkowała nowe, ale na pewno też z jednym palcem.



4. ryżowe mitenki - te też zabił akryl, ale były bardzo fajne i będę je miło wspominała ^^



5. pasiata torba zimowa, na okresy śniegowe była super, czeka teraz na kolejną zimę ^^



6. szaliczek ^^ jeden z nielicznych w którym chodzę, drugiego nie o dziwo nie mam uwiecznionego -_-



A teraz część porażkowa

1. pomarańczowy prążkowiec, w sumie cieszę się, że go nie skończyłam przynajmniej oszczędziłam sobie całej wykończeniówki na swetrze, który i tak poszedłby do prucia


2. Rudy - nawet użyłam go ze 3 razy, a po wyciągnięciu go na ostatni sezon jesienny okazał się za duży O_O, rozciągnął się/schudłam/nie wiem (nie potrzebne skreśl) - już spruty

3. Mechaty sweterek - 2 założenia, śmierć, to jednak nie było moje udane dzieło, z moją obsesją, że wszystko mnie pogrubia nie miał szans na przetrwanie :(

4. czapka - wyszła mi niestety za ciasna, na sezon zimowy zostanie zrobiona od nowa...



Większy miałam problem z powklejaniem zdjęć niż z przebrnięciem przez wyzwanie :)
Zauważyłam też, że nie zaczęłam kompletnie nic dziergać na ten sezon letni.
a mam zapas czarnej bawełny.

Muszę stanowczo przeczesać nowości robótkowe i się za coś zabrać ^^
no i cały czas szukam wełny na mojego prążkowca ;_;

Przeziębienie rozwija się u mnie jak papier toaletowy, więc z braku koncentracji na dziś tyle.
Wieczorem albo jutro mam zamiar zaszpanować prezentem od męża ^^
wryy, tego nie przewidziałam
próbki z Alpiny wyszły mi tak inne od tych z oryginału Louhi, że nie mam szans na zrobienie tego płaszcza z tej włóczki
orginał - 18x26
Alpina - 11x19

w akcie desperacji myślę nad Sylvi, ale żal mi wydawać kasę na wzór, bo nie jestem do końca pewna czy go chcę (jakbym była pewna na 100% to bym kupiła), chyba posiedzę dziś i poszukam insiracji :/ w końcu coś wymyślę...

na pocieszenie, znalazłam sposób na elastyczne zamykanie oczek.

Szyte/elastyczne zakończenie

Utnij włóczkę tak, aby robótkowa nitka była przynajmniej 3 razy dłuższa niż krawędź, którą będziesz kończyć [tutaj: obwód ściągacza]. Osobiście polecam zostawić nitkę 4x dłuższą. Nawlecz igłę i postępuj według wskazówek:

Przeciągnij igłę z nitką przez pierwsze 2 o. na lewym drucie tak, jakby miały by przerobione lewo, a następnie z powrotem przez pierwsze oczko, które należy po tym spuścić. Powtarzaj aż zakończysz wszystkie oczka.

(opis skopiowany ze strony druciarni )


uratowało to mój mechaty sweterek(muszę mu jeszcze pochować nitki)

i chyba potraktuję tą samą metodą chustę, bo jak wczoraj zarzuciłam ją na siebie, to się zaczęła na czubku rolować....

Z rowerkowych wyliczeń wychodzi mi, że kwadracik do afgana robię w 80min i chyba będzie to moja stała robótka jeżdżąca.

Nie pokazuję dziś żadnych zdjęć, bo nie mam zupełnie nic do pokazania :/

no może jednak coś pokażę (nie swojego), a mianowicie zauroczył mnie wieloryb

autorstwa ROMAN SOCK , jest przesłodki, nie mam ipoda(jakoś mnie toto nie pociąga), ale na mój zestaw do Nokii też byłby dobry :D
chyba poświęcę kawałek morskiej Oliwii na niego (najwyżej będę miała rękawiczkę bez palca)


Zaczęłam sobie robić z rana dzienne listy rzeczy do zrobienia, o dziwo na razie się wywiązję z zawartości kartek.

Posta wceśniej obiecałam zdjęcie, oto i ono. Czerwona serwetka haftowana muliną w kolorze ecru. Zdjęcie jest jak zwykle kiepskie, ale to taka pora roku -_-
Mam nadzieję,  że się spodoba, bo nerwów mnie trochę kosztowała ;) 

Dziś w pracy zrobiłam wreszcie ostatnie oczka szydełkiem i zakończyłam zielony szalik.
Będę miała w co się zawinąć na święta ;)
Szaliczek wykończyłam oczkami rakowymi, które odkryła moja mama na Ramblingu wydzierganym przez Kath. W mojej książce nie ma ani słowa o tych oczkach.
Jestem więc wdzięczna Kath, że ich użyła i mojej mamie, że się ich dopatrzyła ;)


No i jeszcze bonusowa sesja "Z pasożytem" 


No i czy to białe wygląda jak krwiożercza bestia(którą jest)?
Tydzień zleciał mi jakoś dziwnie szybko. Ale, o dziwo nie do końca bezowocnie, jak się na początku spodziewałam.

Postanowiłam więc zrobić swoim "owocom" parę zdjęć.

I tu zaczęły się schody, a dokładniej biały termofor osiadł mi na kolanach i za nic miał fakt, że ja właśnie chcę wstać
Jak już się go pozbyłam, zagarnęłam rzeczy z połowy stołu i zabrałam się za robienie zdjęć.
Aparat zmarł po drugim......
W między czasie jak się ładował przez moje kolana przewinęły się oba zwierzaki uniemożliwiając mi jakiekolwiek próby nabazgrania czegokolwiek ołówkiem (powoli coś sobie koślawię na papierze).

Na szczęście aparat znowu ożył i wreszcie mogę rozpocząć sprawozdanie tygodniowe ;)

Na początek zmobilizowałam się i dokupiłam brakującą włóczkę na kocyk, udało mi się nawet wygrzebać kolor, którego nie miałam, a który uznałam za pasujący do ogółu :D
Ku mojemu zaskoczeniu paczka przyszła w czwartek czyli dokładnie dobę po wysłaniu jej z inter-foxu (normalnie szok! może poczta próbuje wzbudzić zaufanie przed świętami, bo wiedzą, że znowu się nie wyrobią z życzeniami świątecznymi, które przyjdą w styczniu).

W piątek zaliczałam wizytę u rodziców i dentystę (ceny dentysty w warszawie jednak mnie przerastają), a ponieważ nie mogłam się zdecydować na jakąś książkę to w pociągu towarzyszył mi Gucio i szydełko nr 6.


Zamarzył mi się szaliczuś.
Niestety kolej wyznaje zasadę "grzejemy na maksa albo wcale" , co niestety spowolniło moją szalikową walkę. W drodze do Skarżyska było potwornie gorąco, do tego miałam wrażenie, że coś dmucha tym gorącem bezpośrednio na mnie... więc na przemian przysypiałam, szydełkowałąm i zastanawiałam się czy się jednak nie rozebrać :/
W drodze powrotnej było dla odmiany potwornie zimno (w połowie drogi zaczęły mi drętwie stopy). Na szczęście wracałam z siostrą cioteczną (nie współgra z robieniem szalika), więc jakoś przetrwałyśmy gadając o pierdołach różnistych.
Na dzień dzisiejszy szalika mam tyle ;)

Tu nastąpiła chwilowa przerwa w fotografowaniu wyrobów włóczkopochodnych, bo moje kochane futerko postanowiło się poudzielać w świecie włóczki


Co zakończyło się szaleńczym kicaniem po fotelu z obgryzaniem mojej ręki w tak zwanym między czasie :/





Koniec :D

Fretka opanowana można kontynuować. Mój sweter. skończyłam wreszcie pierwszy rękaw i właśnie zaczęłam drugi, czyli zbliża się toto ku końcowi :D


I w ten to optymistyczny sposób podsumowałam tydzień, jestem z siebie dumna ;P

A tu specjalnie dla Kath zdjęcie Tweedu z którego zrobiłam już kwadraciki. To jest kolor 503 i mam wrażenie, że na tym zdjęciu wyszedł w miarę naturalnie(mimo, że zdjęcie jest ciemne) ;)
Zapomniałabym, tweed podwójną nitką nie jest jakiś super przytulnie mięciutki, ale zły też nie jest, jest taki w sam raz

Czy nie irytuje was, kiedy kłębek wełny nagle zeskakuje pod wersalkę/fotel i nawiewa jak najdalej się tylko da? a jak próbujesz go przyciągnąć to ucieka jeszcze dalej?

mnie to ostatnio przytrafia się notorycznie (czasami kłębkowi pomaga fretka)
postanowiłam więc ukrócić kłębkowe wędrówki po pokoju i wydziergałam szydełkiem ŻOŁĘDZIA!!!!


bazowałam na tym wzorze żołędzia
choć mój jest nieco większy i kapelusz też robiłam (po czterech pruciach) po swojemu.

żołądź jest otwierany


plusy:
+ mieści się w nim mniej więcej jedna robótka, a spod zamkniętej klapki można wypuścić sobie nitkę tak, że kłębki w trakcie robótkowania siedzą wewnątrz i nie mają szans na ucieczkę.

minusy:
- jeśli motek jest w "sklepowej" postaci jego płynne wyciąganie podczas robótkowania jest praktycznie niemożliwe.

na chwilę obecną po tygodniu użytkowania żołądź mi oklapł, chyba go jakoś usztywnię i wstawię mu podszewkę, bo jako pojemniczek jest fajny, ale jakoś tak smętnie i niezbyt estetycznie wygląda :/