Ech, zakochałam się w domowych makaronach (nie tych ciasteczkach, to w swoim czasie).

Wczoraj zrobiliśmy lasagne z domowym makaronem i odpłynęliśmy po niej w objęciach smaku potrawy i chrupkości przypieczonego po brzegach makaronu.
Spodziewałam się różnicy w smaku, ale to czego dostarczają mi domowo uwałkowane kluski nie da się porównać z tymi sklepowymi makaronami "5cio jajecznymi".


Z reszty ciasta zrobiliśmy zwykły makaronik i wysuszyliśmy go tym razem na prosto :3 pamiętając nierozerwalną więź zgniazdowanego makaronu XD

Przy okazji, moja maszynka nie docina co drugiego kluska, ale jak podsuszyliśmy nieco ciasto, to zaczęła je kroić porządnie.


I teraz część w której obwiniam kluski :3
A mianowicie, postanowiliśmy zaszaleć i kupić wyciskarkę do makaronu, co wyeliminowałoby potrzebę kupowania klusków jako takich, a przynajmniej większości.
Wchodzimy na stronę dystrybutora kitchenaida i nam szczęka opadła.
W grudniu, jak tworzyłam listę chcianych prezentów wyciskarka kosztowała ok 620zł, a teraz grubo ponad 800zł....
ja rozumiem podwyżki, ale kurde czemu aż tyle....
ech to życie....
Podłe kluski doprowadzicie mnie do ruiny finansowej, takie jesteście dobre~~

W ogóle to jeszcze chwilę mnie na blogu nie będzie, bo utonęłam w futerkowych perukach i zimowej niechęci do przepracowywania się ;D
kilka skłonów, przysiadzik, ze 3 pajacyki i...
i czuję się gotowa do podniesienia rękawicy rzuconej mi przez Brahdelt :)

Skuszona pysznie wyglądającym jedzeniem doczytałam posta do końca i dałam się wciągnąć w zabawę :)
Mam wymienić:
- 5 ukochanych seriali
- 5 kosmetyków, bez których nie ruszam się z domu


seriale:
Zasysam je może nie tonami, ale w sporych ilościach, większość niestety prędzej czy później sprawia, że na tą listę nigdy nie wejdzie. Ale na szczęście nie wszystkie poddają się brakom pomysłów scenopismaków i wspomina się je dzięki temu jeszcze długo i z łezką w oku   ^_^,
1. Miasteczko Twin Peaks - Serial z mojego dzieciństwa, kojarzy mi się z wideo marki Funai kupionym przez tatę (ale to dłuższa historia i niestety w dużej mierze wymazana przez czas). Może drugi sezon tego serialu trochę zniszczył magię pierwszego sezonu, ale kiedy parę lat temu przysiadłam do tego serialu po raz kolejny, tak bardziej na dorosło, to na prawdę cały czas towarzyszył mi taki podskórny dreszczyk i na prawdę po ostatnim odcinku było mi przykro, że nie ma trzeciego sezonu, mimo że byłby już z założenia beznadziejny :/
Jakby nie było, za każdym razem kiedy słyszę motyw przewodni z tego serialu, to mnie przechodzi dreszczyk wspomnień. Flimu nie zaliczam do tego dreszczyku, bo był paskudnym dziadostwem psującym wszystko już na początku.

2. Life on Mars -  Serial produkcji BBC, niby banalne, o policjancie, który miał wypadek i przeniósł się, tak jakby, z 2006 do 1973 roku. Jednak coś w sobie ma, jest zakręcony, dziwny i klimatyczny. Dodatkowo za każdym razem kiedy myślę o tym serialu towarzyszy mi jego tytułowy utwór (był moim budzikiem przez jakiś rok z okłądem i chyba wróci na to miejsce) David Bowie - Life On Mars?  polecam :3

3. Azumanga Daioh - anime, a jakże :) sympatyczne o życiu codziennym, czy już mówiłam że sympatyczne? Więc dodam jeszcze że tak, jest sympatyczne.

4. Grzeszni i bogaci - mini serial TVNu, "głupi jak but" powiedzą jedni, a jednak został mi po nim ślad. Był to eksperyment TVNu, wariacja z humorem angielskim. Absurdalny aż do bólu, ale chyba niestety nie przyjął się , bo już więcej stacja nie wróciła do tego typu produkcji. Jak ktoś nie oglądał, a jest ciekawy, to na Youtube jest on łatwy do znalezienia :)

5. Alternatywy 4 -  wbrew temu co niektórzy uważają, ten serial porusza wiecznie żywe problemy... Ale cóż taki kraj ;)

A kosmetyki?
Swego czau nie było tego za dużo.
Głównym i nie odstąpionym jest mi balsam do ust Neutrogena, ale praktycznie z domu nie ruszam się bez makeupu, więc moim codziennym towarzyszem jest BB Cream Kanebo i puder mineralny BB (choć firmy jego nie pamiętam), gdyby nie Brahdelt i jej szpiegostwo kosmetyczne dalej bym walczyła z naszymi "polskimi" podkładami, a tak to wróciłam z Japonii opatulona w zapas kosmetyków, które na szczęście cały czas się dzielnie trzymają :D
Jak już nałożyłam podkład, to i trzeba by oczy wykończyć,  I jakoś tak wychodzi że choćbym nie wiem jak się starała, to i tak zawsze wracam do tuszu 1000 calorie Max Fector. Choć przy tym który mam obecnie już go tak nie jestem pewna, może zmienili recepturę? Zapomniałabym o kremie do rąk :) A przy obecnej zupełnie niestabilnej pogodzie moja skóra wariuje, obecnie na dłoniach postanowiła robić za tarkę ;_;
Używam więc intensywnie kremów do rąk Issana, zielonego i fioletowego :3

I tak się właśnie zastanawiam, że jak już tak się wspieramy w reaktywacjach bloga, to ja machnę tą żelazną rękawicą w Seremity, niech ma dziewczyna dodatkową motywację :)

Ach, zapomniałabym, mam ostatnio nową obsesję. W sumie to dzięki Brahdelt  ;P
A mianowicie zakupiliśmy w końcu wałkowarkę do makaronu i szalejemy z ciastem i makaronem :D

Wywałkowaliśmy sobie sami ciasto na gyozy, faworki, no i oczywiście makaron :D
Już raczej nie wrócę do kupnego płaskiego makaronu, choćby nie wiem ilojajeczny był, nigdy nie będzie to to samo co domowy :D