W ostatni czwartek 19tego Listopada o 18tej w Zurychu rozbłysły świąteczne światełka na Bahnhofstrasse. Postanowiliśmy (ja postanowiłam tak po prawdzie), że się wybierzemy zobaczyć ten wspaniały cud elektryczności przedbożonarodzeniowej ;)

Było cieplutko, pogodnie i bardzo , bardzo przytulnie, bo tłumy były niesamowite. Ale mimo moich niepełnych 160cm udało mi się parę zdjęć pstryknąć :)









Była też śpiewająca choinka :)


Ten czwartek wyznaczył też magicznie zmianę pogody i ze słonecznych 15tu stopni mamy obecnie  +3, czasem słońce, czasem deszcz lub śnieg. Czyli czas wyciągnąć UGGi, rękawice i nauszniki :/

A ponieważ w czwartek było zdecydowanie za przytulnie (tłoczno), to dziś kicnęliśmy na światełka jeszcze raz ;)
Nawiedziliśmy przy okazji jarmark świąteczny koło Opery















a potem uciekliśmy do domu, bo miałam za cienkie rękawiczki i moje wiecznie zimne ręce przeszły w stan zlodowacenia v_v
Ale wypad uważam za udany :3
Wróciłam do pedałowania z drutami :)
Jednak taka "akcja motywacja" to dobra rzecz :) uczę się pilniej, mniej tracę czasu na youtuba a do tego wróciłam do intensywnego zajeżdżania mojego "orbitreka"... W związku z czym muszę iść i nabyć dla niego jakieś ciężkie smarowidło, bo mu się zaczęło skrzypieć. No ale kto przy zdrowych zmysłach pedałuje około 1,5h dziennie robiąc przy tym na drutach i oglądając youtuba? Chyba tylko ja... co świadczy jedynie o mojej umiejętności współdzielenia procesów, a nie o zdrowiu psychicznym :) 
No właśnie, youtuba oglądam tylko na tym orbitreku i z przerażeniem stwierdzam, że te niby krótkie filmiki o tym i tamtym, złożone do kupy zajmują masę czasu, wręczą maaaaaasę, a nie tylko masę.

Dziś środowe dzierganie u Maknety(emm nie ma ?, najwyżej się później podepnę), więc pokaże co tam wyjeździłam do tej pory :)
Kawałek szalika z wcześniejszego postu uległ spruciu, bo przekombinowałam i zaczęłam go od nowa, tym razem poprawnie :) Jest on totalnym miszmaszem włóczkowym, biały kolor skończył mi się za szybko i nie jestem pewna połączenia kolorystycznego tegoż tworu. Ale dziergam. chcę zobaczyć jak mi się z taką chustą będzie współżyło, a jeśli jednak kolorystyka mnie pokona, to komuś go sprezentuję, bo smutno by mu było zalegać w szafie...

Obecnie szal wygląda tak i chyba powinnam go zmierzyć, bo niby mam jeszcze tylko trochę ponad dwa kłębki tego turkusu, ale nie wiem czy nie wyjdzie mi z tego szal na słona :P 



Wieczorkami dodatkowo zaczęłam wgryzać się w Safire. Wykorzystam do niej mojego świeżutko przybyłego z Yarn Paradise Merynoska ^v^


Książkowo niestety leżę i kwiczę. "Łuskanie fasoli" się kurzy, "złodziejka książek" wymaga jednak słownika, więc idzie mi jak krew z nosa, ale przynajmniej sympatyczna krew z nosa. Więc niestety nie wypowiem się, czy mi się podoba czy nie, bo nie wiem v_v
W ogóle ostatnio zamieniłam moje normalne czytanie w pociągu na naukę słówek, więc siedzę i ryję te słówka (niemiecki nigdy nie będzie moim ukochanym językiem... z tymi swoim czasownikami rozdzielnie złożonymi, rodzajnikami i długimi składakami wielowyrazowymi)


I tak to ostatnio moje życie się toczy. niemiecki-niemiecki- jedzenie- niemiecki - rowerek - niemiecki - zdechłe zwłoki przed TV - spanie... Bosh, jak ja bym chciała być jakimś orłem lingwistycznym, ale nie jestem... ech życie ;)

Dziś niedziela. Więc robię sobie przerwę w Akcji Motywacji. Nie jeżdżę z drutami, odpuszczam sobie naukę. Dziś tylko relaks i bardzo zaległy sweterek :)

Przedstawiam Wam Pasiatka.


wzór: Versio by ANKESTRiCK
włóczka: Lenka - Włóczki Warmii
druty: 3,5mm

Sweterek ten zauroczył mnie już dawno temu na Ravelry, a ponieważ zauroczenie nie przeszło mi przez rok, to w poprzednie wakacje zaczęłam go dziergać. Dobrze, że to dzierganie mi nie szło, bo oczywiście pomyliłam się i zamiast S zaczął mi się tworzyć rozmiar XL v_v drugie podejście do sweterka zrobiłam jakies pół roku później, głównie dzięki Środom z czytaniem i dzierganiem u Maknety i w końcu pierwszy raz od dawna udało mi się jakiś projekt doprowadzić do szczęśliwego końca.
Lenka jest dość fajną włóczką. z początku sztywna, po kontakcie z wodą robi się na szczęście dużo przyjemniejsza i całkiem dobrze się poddaje blokowaniu.
Oryginalnie sweterek powinien mieć ala marynarski kołnierz, ale tak mi się nie układał, że przerobiłam go na kaptur.

Trochę przeszkadza mi na tych zdjęciu fałdujący się pod sweterkiem top, ale prędko nie powtórzy mi się okazja robienia sobie fotek w ogrodzie Volksa (Kyoto), więc proszę zwracać uwagę na piękno otoczenia, a nie moje fałdki ;)
No i już pomijam fakt, że ja nie umiem pozować, a mój mąż nie umie korzystnie robić zdjęć (ale się stara za co jestem mu niezmiernie wdzięczna)






I jeszcze troszeczkę samego ogrodu, mam wrażenie, że blogger wygubia mi część nasycenia zieleni ze zdjęć :/ życie...








Ehh... w końcu przyznałam się dziś przed samą sobą że naukę niemieckiego używam trochę jako wymówkę do zapychania sobie czasu. Nie to żeby mi tego czasu skutecznie nie zapychał, ale cały czas w tle czuję, że mogłabym dziennie zrobić coś jeszcze niż tylko siedzieć przed kompem lub niemieckim. 
Dlatego też dziś postanowiłam jednak coś tu napisać :)
Oczywiście motywacją dodatkową jest wspólne dzierganie i czytanie u Maknety



Skończyłam czytać kolejny tom Wrocławskich poczynań Eberharda Mocka i sprawdziłam tytuł " Koniec świata w Breslau".

Nie powiem podobało mi się, ale nie wiem( to znaczy wiem) czemu cały czas tęsknię jednak za Anastazją i rosyjskimi klimatami.
Postanowiłam nie popełniać tego samego błędu co przy Maryninie i nie czytać całej serii ciurkiem. 
I tym sposobem wylądowałam z Krzysztofem Szarym i jego 50cioma odcieniami ;)

Jedno trzeba książce przyznać, czyta się ją szybko, nawet w języku obcym. A jakie są moje odczucia ogólne? Czytając tą książkę czułam się trochę jak dzieciuch chłonący Harlekina. Jest to typowe romansidło z księciem z bajki i szarą myszą, przepraszam szarą zgrabną myszą. Jest sex, pejcze krawaty i główny wątek, czyli jak tu zrobić z faceta dominy, normalnego faceta v_v nie wiem jak to się skończy, boję się że kolejnych dwóch? tomów już mój organizm nie uciągnie.

Ale znając genezę książki wiem czemu jest ona taka popularna. W końcu to fanfic do Zmierzchu, więc fani zmierzchu nabili temu taką poczytalność, że aż zrobili film, którego nie planuję obejrzeć.
Z wniosków głębszych. Auto w ramach przygotowania się do pisania romansidła o tematyce bdsm chyba ograniczył się do obejrzenia softporno z lat 90tych, gdzie pan pani wiąże ręce krawatem a potem daje jej soczyste klapsy krzycząc "tu jest twój dom, tu pan"....
został mi chyba jeszcze jeden stosunek seksualny do końca książki i przenoszę się na na łono literatury normalnej.
W planach mam " Złodziejkę książek" - może skuszę się na niemieckie wydanie w ramach ćwiczenia języka - i "traktat o łuskaniu fasoli" :)

Przypadkiem się rozpisałam. to teraz rzucę na ruszt trochę włóczki.

moja narzutka letnia oficjalnie wczoraj poszła w kąt. zrobiłam ją prawie całą, ale w połowie zabrakło mi włóczki, znalazłam w zapasach inne ale oczywiście biel tak jak szarość ma wiele odcieni, może też 50? więc mam teraz trochę kwadratów innych niż reszta, które niby udało mi się wkomponować, ale przekonana nie jestem.



Muszę to zdecydowanie zszyć i przymierzyć, bo póki co jestem niezadowolona. Ja chyba nie jestem fanką szydełkowania z elementów :/

W tym roku nad jeziorem Zuryskim jakoś tak brzydziej się jesienią zrobiło, niż w zeszłym. Więc zapragnęłam ciepłej dużej chusty lub szala.

Znalazłam kompromis, wąską chustę. Moonraker zauroczył mnie na tyle, że już go nawet zaczęłam :)



Nie wygląda tak uroczo jak oryginał , ale to dopiero początek, no liczę też na pozytywne efekty blokowania.

A właśnie, zanim zaczęłam ślęczeć po wakacjach nad niemieckim, to jeszcze zdążyłam przeszlifować za ciemne ciało mojej nowej żywicy i teraz nie mam czasu jej pomalować :/ 
Tak mi z tym źle, że postanowiłam znacząco mniej czasu poświęcić internetowi i wrócić na orbitreka z drutami i wygenerować też czas dla moich lalek i koszyka z papierowej wikliny, który napoczęłam gdzieś w lipcu... może postów na blogu tez przybędzie? obym się w końcu zmobilizowała.. ech






Wróciłam z wakacji :)
Czas wrócić do życia codziennego.
Niestety moja narzutka ucierpiała na tym, bo 3 tygodnie nikt jej palcem nie tykał.
Nawet jakbym chciała tykać, to nie miałam czym. Bo na dzień przed wyjazdem złamałam szydełko v_v
Wydawało by się że rozmiar 4mm nie będzie problemem, ale nie, okazało się że jest tak popularny, że akurat tego wszędzie gdzie zaszłam brakowało. Na szczęście Tokijska Okadaya ma zawsze wszystko ^v^, więc i ja mam moje nowiutkie szydełko :3
Przy okazji prawie zaliczyłam wpadkę rozmiarową, bo ciągle mruczałam pod nosem "szydełko czwórka" i prawie kupiłam czwórkę, która mimo takiego numeru wcale nie była 4mm... na szczęście mnie coś tknęło, że cuś za mała jest ta moja czwórka.
Po powrocie z wakacji zastałam pod drzwiami paczkę z chińskiego sklepu (zamówienie testowe) a w nim okazało się, że taż są szydełka ;D które zamówiłam z ciekawości(o czym zapomniałam) jak jeszcze nie zapowiadało się że będę potrzebowała nowego ;D także teraz mam nadmiar

na zdjęciu mój wysłużony pęknięty (złamany będzie jak go spróbuję użyć, bo trzyma się na skrawku plastiku) Voque, potem nowiusi Clover z antypoślizgową rączką i nołnejmowa chińszczyzna.


a tu obecny stan moje narzutki, czyli chwilowo kamizelko-bezkształtny kwadrat...


Skoro mamy dziś środę, to i warto nadmienić co nieco o książkach (nie mam zdjęć niestety, bo zapomniałam)
Przebrnęłam przez "śmierć w Breslau" i gdzieś w połowie książki Marynina wraz z jej Anastazją w końcu odpuściły i się wciągnęłam w brutalny świat niemieckiego Wrocławia, sowicie zakrapianego, upstrzonego nagimi kobietami i brutalnymi policjantami przemawiającymi do ludzi siłą (i godnością osobistą?)
Teraz jestem na kolejnym tomie, i zabijcie mnie, a nie pamiętam jak się nazywa, a książka leży w łazience i  mi do niej za daleko, ale oczywiście to też coś z Breslauem w nazwie.
A poza tym przeczytałam sobie "Magię sprzątania" Marie Kondo. I raczej dalej nie mam zamiaru wynieść w workach połowy domu, to poczułam się zainspirowana, żeby jednak to mieszkanie przeczesać i trochę wewnętrznie ogarnąć. Po części odbije się to zapewne na moim żółwim projekcie zmniejszania ubrań. Bo w trakcie jego trwania już nieraz się przekonałam że to jednak nie takie banalne i nie wszystko daje się zmniejszyć od tak. Ale może o tym innym razem :)
Przy okazji "zyskałam" nowe spodnie na "po domu", bo mimo że mi z tyłka nieco zjeżdżają i na miasto bym w nich już  nie poszła, to na walanie się po mieszkaniu są super wygodne :3 Czyli sprzątanie, dobra rzecz ^^

PS. choć raz wyrobiłam się z wpisem w środę ^v^ bo to dziś mamy "wspólne czytanie i dzierganie u Maknety"

Przez ostatnie 2 tygodnie postanowiłam być nieco bardziej kreatywna jedzeniowo :3 
Dzielę się więc kupka spontanicznych lanczy/obiadów robionych zazwyczaj niestety na oko :)
Bo uwielbiam eksperymentować ^v^

Sporo z tych potraw postało na grillu tepanyaki i są potrawami jednogrillowymi ;D mało sprzątania, a wszystko da się wykonać w max 30min ^v^ bo po co utrudniać sobie życie.
Chciałam przy tym pokazać, że da się gotować szybko i różnorodnie tak żeby nie popaść w monotonię schabowego z ziemniakiem przeplatanego mielonym z kaszą

(grill) placki z kimchi i cukinii (+ sól, pieprz, jajko) z kiełkami


(patelnia + garnek na ryż) ikadon - miska ryżu , kalmar podsmażony na patelni na oleju sezamowym, następnie skarmelizowany na sake, mirin i sosie ostrygowym, do tego rata cukinia i posypka z sezamu


 (grill) placki cukiniowe (sół, pieprz, jajko) z kiełkami i plastrami cukinii


(grill) grillowane tofu, serek wędzony i grillowana sałatka z cukinii, marchewki i łososia [ warzywa tniemy na super cienkie plastry skrapiamy oliwą i grillujemy aż będą mięciutkie i gdzieniegdzie przypieczone, mieszamy z grillującym się obok plastrem łososia]


(grill) kiełbaska grilowana na dymce, doprawiona gałką [ kiełnase najpierw podsmażamy na grillu, a następnie kładziemy ją na dymce żeby przejęła od niej nieco smaku. grillowana dymka jest swoją drogą super), kukurydza[grilluje się najdłużej...] i surowa plasterkowana cukinia

(patelnia + garnek) makaron w sosie pomidorowym - sos : kawałek drobno pokrojonego boczku podsmażamy na patelni razem z pokrojoną w kostkę cebulą, kiedy wszystko zaczyna się już podsmażać dodajemy pokrojonego w drobną kostkę pomidora i smażymy dalej. W między czasie gotujemy makaron. Warzywa z boczkiem doprawiamy solą, pieprzem i bazylią i jeszcze chwile smażymy. następnie zalewamy passatą pomidorową i na niższym już ogniu smażymy od czasu do czasu mieszając aż praktycznie cały płyn się odparuje. w między czasie dodajemy drobno pokrojony kawałek selera naciowego. Po odparowaniu sosu, dolewamy do niego około nalewki wody z gotującego się makarony, mieszamy i dorzucamy odcedzony i ugotowany al dente makaron. Całość mieszamy i smacznego :3

(grill) grillowane placki z tartych ziemniaków (ziemniaki, cebulka sól, pieprz), grilowana sałatka  z buraka + jajka sadzone i jeden wędzony serek (skubaniec jest smaczny)

 (garnek i patelnia, pominęliśmy pieczoną kiełbasę) barszcz chrzanowy  - jedyne co nie mieści się w 30min, ale można ugotować dzień wcześniej i cieszyć się nim jeszcze ze dwa obiady ;D http://kuchnialidla.pl/product/Barszcz-chrzanowy-z-pieczona-biala-kielbaska


( garnki)Yorkshire Pudding z wędzonym łososiem, karmelizowanymi buraczkami i pieczoną marchewką (nie miałam szparagów). przepis z książki Jamie Oliver’s 15 Minute Meals (nie pamiętam tytułu po polsku)


 (grill) grillowane tofu sałatka z grillowanych cukinii (oliwa chilli, sól i trochę czosnku), grillowany szczypior

(garnek, patelnia) polenta + podsmażany groszek z kiełbasą (+sól)

(garnek, patelnia) makaron ryżowy w sosie pomidorowym(passata pomidorowa, cukinia i tofu) posypany kostka z awokado

 (garnek, patelnia) pad thai (trochę przesadziłam z posypką orzechową) http://www.kwestiasmaku.com/kuchnia_orientu/pad_thai/przepis.html


 jeśli choć jedną osobę tym zainspirowałam , to życzę smacznego :)


PS. sweterek w paski prawie doczekał się sesji końcowej, niestety kołnierz mi wyszedł o-kro-pnie i przerobiłam go na kaptur, sweterek po raz drugi czeka na sesję ;)