Jak to dobrze, że jesteśmy turystami, możemy robić to co Japończycy, tylko że na tygodniu. Dlatego weekendowy tajfun nam nie przeszkadza aż tak bardzo, choć przez niego nasza dzisiejsza wyprawa na takoyaki do znajomych wisi na włosku :/

Właśnie wyjrzałam na balkon, bo mój organizm nie mógł uwierzyć tak na słowo prognozie, że jest około 24 stopnie, ale jest, a ma być około 28 i tajfun tu zupełnie w tym nie przeszkadza.

A na poprawę nastroju Tokio od trochę innej strony. Tej zielonej.

ogród - Hamarikyu Onshi Teien



Park - Shinjuku Gyoen



idę się ogarnąć,, bo jednak postanowiliśmy "popłynąć" na takoyaki :3

PS. Z ciekawości zajrzeliśmy wczoraj do japońskiej sieciówki ubraniowej UNI QLO, i zaczęłam żałować że nie ma jej w Polsce :( ubrania normalne, a ceny jakieś takie przystępniejsze niż w tych naszych wspaniałych Rezervedach czy H&Mach i jakieś takie w dotyku fajniejsze.
Od niedzieli rano wybrykalismy na wakacje :)
Po przejściu kiepsko zorganizowanego check in'u i nadgorliwej przetrzepanki w objęciach celników w końcu wydostaliśmy się z kraju :)

Powiem tak, nigdy więcej British Aiways na długiej trasie. Tym razem lecieliśmy FinAir'em i JAL'em i było super.
Samolocik do Helsinek mieliśmy w 80% wypchany japończykami. Jakaś kobitka katowała całą drogę biedną gimnazjalistkę opowieściami, ale jak postanowiłam obgadać polaków, to jakoś tak dyskretnie ściszyła głos, a tak dobrze mi się na niej trenowało japoński ze słuchu XD

W Helsinkach, przelecieliśmy przez lotnisko ekspresowo, nikt nas już nie macał, nie rozbierał itp (tak jak w Anglii dwa lata temu) :)

I co lot Finairem był miły, to JAL'em był super. Punktualny, miła obsługa, bardzo smaczne jedzenie, samolot przestronny, filmów akurat na przetrwanie trasy(no dobra, mogło być więcej, ale i tak jestem mile zaskoczona najnowszym GitS'em o którego istnieniu wcześniej nie wiedziałam) . A te przyciemniane okienka w dreamlinerze, strzał w dziesiątkę :)
A i co najważniejsze, i loty i przesiadka były sporo krótsze niż w BA. Żyć nie umierać ^^

A jak już dotarliśmy do celu, to trzeba było wygrzebać omiyage dla hosta.


Po zadekowaniu się w mieszkanku poszliśmy wychodzić jet lag'a ;) trafiliśmy na lodziarnię BR na Shibuyi


Drugiego dnia zupełnie przypadkiem trafiła nam się możliwość podziwiania widoku Tokio z tarasu widokowego na Roppongi Hill's. Przypadkiem , bo poszliśmy tam niesieni nogami, a nie z zamiarem zwiedznia ;)
 

 Ale góra Fuji i tak była do połowy w chmurach (chamy jedne , nie chmury)



Odkryliśmy nowy sposób kupowania długopisów wielokolorowych (obudowy na wybrana ilość kolorów + wkłady we wszystkich kolorach tęczy, my ograniczyliśmy się do w miarę podstawowych)
 

I znaleźliśmy sezonowy wybryk FritoLay'a i Pepsi. Smakuje jak Flips zagryziony musująca orężadką w proszku o smaku Coli. Walczę z tą paczką już drugi dzień, mąż się poddał ;D


Przypadkiem natrafiliśmy na Sadako (ze śpiącym kierowcą, a może już nie żył?) reklamującą "Sadako 2" 3D.
Te włosy to na prawdę włosy, zarówno na dużej jak i małej Sadako.


 Obkupiliśmy się w single zespołu Baby Metal (polecam się z tym zespołem zmierzyć na youtube)


A tak poza tym to krążymy po mieście, wyrabiamy kilometry, chłoniemy 30stopniowe upały i ponad 70% wilgotność.

Obserwacje:
Przez dwa lata kilka budynków zniknęło, kilka się pojawiło(i to nie domków mieszkalnych, tylko przeogromnych biurowców), japonki coraz zgrabniej człapią na obcasach, nikt praktycznie nie używa okularów przeciwsłonecznych i wachlarzy, mam wrażenie że przybyło japonek przy kości, ale dalej nie jest ich sporo. Rowerzyści naoliwili sobie hamulce, a wszystko inne jest po staremu.

Podstawowymi środkami do walki z upałami są:
 kremy z filtrem (już mamy), parasolki u kobiet(muszę sobie kupić), ogromne daszki nasuwane na pół twarzy (starsze panie), a najpopularniejsze w użyciu są ręczniczki do doraźnego ścierania potu z twarzy i okolic ^_^

Jak się ma nasz japoński w użyciu?
 Tragicznie bym powiedziała. Ale i w takiej formie jest bardzo przydatny. Japończyk słyszący pytanie "czy mówi pan/pani po angielsku" momentalnie wpada w panikę, a Japończyk pokaleczony własnym językiem przez gajina staje się pomocny, przychylny i trochę za bardzo rozmowny, co potem budzi chwile krępującej ciszy z obu stron, ale jest spoko :D

Dziś zwialiśmy grupie uczniów, którzy ewidentnie chcieli sobie na nas poćwiczyć angielski, w tym roku to my sobie na nich ćwiczymy, czas zemsty nadszedł :3

Jako ciekawostka, tu się ściemnia około 18:30. Od 18:00tej wygląda to tak jakby ktoś stopniowo przykręcał słońce. Ale i tak jest po zmroku cieplutko :)

Postaram się zmobilizować do bardziej widoczkowych zdjęć w następnym wpisie, ale i tak na razie uznaje za sukces, że w ogóle ten powstał, bo pisze go tuz przez północą w stanie mocno schodzonym ;)

dobranocne buziaki :*

PS. przepraszam za poziome zdjęcia, nie mam już siły a blogspot nie umie :/ a szczerze, to mógłby...