Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dollfie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dollfie. Pokaż wszystkie posty
Ehh... w końcu przyznałam się dziś przed samą sobą że naukę niemieckiego używam trochę jako wymówkę do zapychania sobie czasu. Nie to żeby mi tego czasu skutecznie nie zapychał, ale cały czas w tle czuję, że mogłabym dziennie zrobić coś jeszcze niż tylko siedzieć przed kompem lub niemieckim. 
Dlatego też dziś postanowiłam jednak coś tu napisać :)
Oczywiście motywacją dodatkową jest wspólne dzierganie i czytanie u Maknety



Skończyłam czytać kolejny tom Wrocławskich poczynań Eberharda Mocka i sprawdziłam tytuł " Koniec świata w Breslau".

Nie powiem podobało mi się, ale nie wiem( to znaczy wiem) czemu cały czas tęsknię jednak za Anastazją i rosyjskimi klimatami.
Postanowiłam nie popełniać tego samego błędu co przy Maryninie i nie czytać całej serii ciurkiem. 
I tym sposobem wylądowałam z Krzysztofem Szarym i jego 50cioma odcieniami ;)

Jedno trzeba książce przyznać, czyta się ją szybko, nawet w języku obcym. A jakie są moje odczucia ogólne? Czytając tą książkę czułam się trochę jak dzieciuch chłonący Harlekina. Jest to typowe romansidło z księciem z bajki i szarą myszą, przepraszam szarą zgrabną myszą. Jest sex, pejcze krawaty i główny wątek, czyli jak tu zrobić z faceta dominy, normalnego faceta v_v nie wiem jak to się skończy, boję się że kolejnych dwóch? tomów już mój organizm nie uciągnie.

Ale znając genezę książki wiem czemu jest ona taka popularna. W końcu to fanfic do Zmierzchu, więc fani zmierzchu nabili temu taką poczytalność, że aż zrobili film, którego nie planuję obejrzeć.
Z wniosków głębszych. Auto w ramach przygotowania się do pisania romansidła o tematyce bdsm chyba ograniczył się do obejrzenia softporno z lat 90tych, gdzie pan pani wiąże ręce krawatem a potem daje jej soczyste klapsy krzycząc "tu jest twój dom, tu pan"....
został mi chyba jeszcze jeden stosunek seksualny do końca książki i przenoszę się na na łono literatury normalnej.
W planach mam " Złodziejkę książek" - może skuszę się na niemieckie wydanie w ramach ćwiczenia języka - i "traktat o łuskaniu fasoli" :)

Przypadkiem się rozpisałam. to teraz rzucę na ruszt trochę włóczki.

moja narzutka letnia oficjalnie wczoraj poszła w kąt. zrobiłam ją prawie całą, ale w połowie zabrakło mi włóczki, znalazłam w zapasach inne ale oczywiście biel tak jak szarość ma wiele odcieni, może też 50? więc mam teraz trochę kwadratów innych niż reszta, które niby udało mi się wkomponować, ale przekonana nie jestem.



Muszę to zdecydowanie zszyć i przymierzyć, bo póki co jestem niezadowolona. Ja chyba nie jestem fanką szydełkowania z elementów :/

W tym roku nad jeziorem Zuryskim jakoś tak brzydziej się jesienią zrobiło, niż w zeszłym. Więc zapragnęłam ciepłej dużej chusty lub szala.

Znalazłam kompromis, wąską chustę. Moonraker zauroczył mnie na tyle, że już go nawet zaczęłam :)



Nie wygląda tak uroczo jak oryginał , ale to dopiero początek, no liczę też na pozytywne efekty blokowania.

A właśnie, zanim zaczęłam ślęczeć po wakacjach nad niemieckim, to jeszcze zdążyłam przeszlifować za ciemne ciało mojej nowej żywicy i teraz nie mam czasu jej pomalować :/ 
Tak mi z tym źle, że postanowiłam znacząco mniej czasu poświęcić internetowi i wrócić na orbitreka z drutami i wygenerować też czas dla moich lalek i koszyka z papierowej wikliny, który napoczęłam gdzieś w lipcu... może postów na blogu tez przybędzie? obym się w końcu zmobilizowała.. ech






Sezon wyprzedaży cały czas jeszcze nie wyniósł się ze sklepów na dobre, więc rzuca mnie po nich ostatnio ciut za bardzo..
A wszystko przez to że nie mam ubrań, to znaczy mam ale za duże v_v

Więc w rezultacie ponad połowa szafy wisi i zajmuje miejsce.
Co mnie ciągnie w stronę sklepów, bo ile można chodzić w jednych spodniach paru t-shirtach i równie paru swetrach?
C&A zrobił mi dobrze, bo za dość śmieszne kwoty nabyłam 2 pary jeansów i 2 bawełniane sweterki :) ale sa pewne granice wywalania kasy w ciuchy, i granice pojemności szaf też niestety istnieją :/

Od dawna planowałam więc jeden drastyczny ruch.
Oczywiście nie mam na myśli "Wywal garderobę i idź na sklepy" tylko "pozmniejszaj co się da!!!"

Po testach na spodniach wiem już, że te mają górną granicę, jeansy zwęziłam tak że mi przez tyłek prawie nie przechodziły w pasku, bo suwak okazał się za krótki na taką wysokość stanu ;D

Wracając do projektu, to podchodziłam do niego już kilka razy, ale zawsze z mizernym skutkiem - jedno ubranie na miesiąc.

Planuję więc wdrożyć motywator blogowy zrobić sobie dziennik pozwężanych ubrań.
Pięknie brzmiałoby "1 ubranie na każdy dzień tygodnia" ale juz wiem że to nie ma najmniejszych szans. Ograniczę się więc do

"minimum 10 ubrań na miesiąc"

Jako post startowy machnę mój sweterek, niestety bez wersji przed, bo wpadłam na pomysł już po pocięciu delikwenta, ale w ramach rekompensaty proponuję siebie, bo dawno mnie na własnym blogu nie było ;D

Sweterek już na gotowo wygląda tak:
- pocięłam go na części pierwsze, jako formy użyłam nowego pasującego rozmiarowo sweterka, bo dobrze mieć jakiś wzór, zamiast eksperymentować na żywca.
-wmontowałam z powrotem rękawy, a potem zszyłam boki swetra i rękawy jednym ciągiem.

W sumie nikt mi w środek ubrań nie zagląda, więc nie wykańczałam tego jakoś specjalnie :)

ciapcie w kropki ratują moje oziębłe kończyny przed totalna oziębłością ;D



A to obiecana ja, włosy mam fatalne, ale do fryzjera zazwyczaj wybieram się równie opornie jak do dentysty, więc moja decyzja w tym temacie sobie dojrzewa, zwłaszcza że muszę się zmierzyć z własną fryzurą w języku obcym...


A tu jako bonusik mój koszyk, w końcu go doplotłam, pomalowałam, bo farba świetnie usztywnia papierowe kosze (moja opinia wyciągnięta z praktyki)Czeka mnie jeszcze naniesienie napisu i dorobienie uszu i będę miała kosz na koce. Bo kosz wyszedł mi za niski i za długi do Ikeowego Expedita v_v żenada z mojej strony...


Mięciutkie i cieplutkie rzeczy to to, co Fretki lubią najbardziej :)
Dlatego też sprułam mój szalo-obwarzanek i zaczęłam go od nowa.
Przeliczyłam go ponownie, odjęłam kupkę oczek i liczę, że tym razem nie będzie go za dużo :)

Żeby lepiej zaprezentować jego miękkość zaprezentuję obiekt w trakcie do którego przytula się mój nowy nabytek :)

Dollshe Saint. Zamówiłam go w mikołajki....roku zeszłego.... i po ponad 11 miesiącach wpieszczony przez dobre dwa tygodnie przez celników w końcu do mnie dotarł :)
Akurat prawie na moje imieniny ^^

Chłopak miał być na początku w okolicach walentynek, potem dnia kobiet, dziecka? moich urodzin... aż w końcu dotarł ^^ czyli przypadkiem zrobiłam sobie prezent z opóźnionym zapłonem XD

A z szaliczko-oponką musze przyśpieszyć, bo coś się chyba chłodniej zaczęło robić ostatnio ;_;


W sumie to ten post powstaje kupa mięci (tak wiem że to powinno być inaczej podzielone) moich dzisiejszych imieninek. Choć co ten dzień tak na prawdę dla mnie znaczy? Właśnie nie wiem, nie mija mi kolejny rok, więc mi nie nasuwa żadnych refleksji o przemijaniu , uczczenie imienia? No nie wiem, dat imienin Katarzyna tak jak i Katarzyn jest jak psów. Mam mieszane uczucia co do ważności tego święta, urodziny znacząco więcej dla mnie znaczą :)
Nie mogę się oprzeć przed pochwaleniem się dodatkową puszystością tego posta :)
Dostałam z okazji dnia mojego imienia od mojego kochanego męża puszysty i mięciutki groszkowy szlafroczek i zieloną sól do kąpieli :)
Strasznie się cieszę, bo o szlafroku marzyłam już od jakiegoś czasu.
Mogę teraz iść się pomoczyć, a potem owinąć miękkością i zanurzyć się w robieniu na drutach :3


Ale to później, na razie planuję w końcu opić miodkiem dwójniaczkiem ten w miarę szczególny dla mnie dzień :)

かんぱい
Ech i kolejny rok mojej egzystencji minął. Cieszę się niesamowicie z tego roku, bo mimo, że za dużo nie osiągnęłam w kwestii zawodowej, to reszta jakoś tak się sympatycznie potoczyła.

Moje lalkowe hobby pomogło mi w walce z moją aspołecznością.

Spędziłyśmy szalony miesiąc w Japonii z Brahdelt, Marti i naszymi mężami :D

podjęłam kilka ważnych i mnie ważnych decyzji dla mojego dalszego życia.

I cały czas walczę z moim lenistwem, mało skutecznie, ale walczę.


Po kolejnym roku życia i lalkowania moja mała kolekcja się nieco przetasowała

Bellka i Dante (w końcu ustaliłam imię dla Chromacza)
trzymają się dzielnie


W między czasie skompletowałam po wielu burzliwych przejściach Lumen - Volks Elena


a z wyprawy do Japonii wróciła ze mną Salem - Volks Yugiri


parę miesięcy pomieszkała u mnie Tatianka z firmy Iplehouse, ale jakoś nie przypadłyśmy sobie ostatecznie do gustu więc musiała się wyprowadzić.


W sumie jak tak się zastanowię, to czekam jeszcze na dwóch panków, którzy kiedyś może się zjawią (dłuuga historia i jeszcze dłuższe czekanie) i na chudziutką jak szparaga dziewczynkę, która została sfinansowana kosztem Tatiany ;)


Po powrocie z Japonii dodatkowo odczuliśmy straszny niedosyt językowy, bo wiecie niby po angielsku da się dogadać, ale to jednak nie jest to.
Więc zapisaliśmy się na intensywny kurs wakacyjny z podstaw japońskiego na UW.
No i mamy teraz zawalony, ale ekscytujący lipiec. Kurcze dawno mi się tak dobrze niczego nie uczyło jak tego japońskiego. Myślicie że to tęsknota za studiami? Czy może po prostu jakiś przydatny cel z nutką fascynacji?

Na razie zgłębiamy hiraganę (jeden z alfabetów) w końcu od czegoś trzeba zacząć.

Na koniec podsumowania zostawiam sobie drażliwy temat robótkowy. Oj mało w tym roku zrobiłam, mało ;_;
ale staram się z tym walczyć. Zabrałam kupę włóczki do Japonii i jak wróciłam miałam już połowę sweterka, niestety pacjent umarł po przymiarce. I znów jestem na etapie startu :/


a czeka na mnie jeszcze kupa rzeczy do skończenia i ten wielki kłąb ze zdjęcia z Tatianą ;D
trzymajcie za mnie kciuki, to może łatwiej mi będzie walczyć z ospałością i lenistwem

buziaki mówi wam 18to letnia Kasia z o rok dłuższym doświadczeniem ;)
Eksperymentuję cały czas z obróbką zdjęć, dla tego co posta wyglądają inaczej ;D

Wreszcie skończyłam coś drutowego :) Nie wiem czy kiedykolwiek użyję tego wytworu rąk własnych, ale ponieważ nigdy nie należy mówić nigdy, więc daję swojemu dziełu parę % używalności.
A cóżem ja takiego spłodziła?
A ocieplacze/geterki :)
włóczka: Kartopu Yunlu As ok 300g-400g w dwie nitki
druty:12mm
Wzór bardzo przyjemny i na tyle szybko kończący się, że można śmiało powiedzieć, że nie jest nudny. Muszę tylko dorobić ocieplaczom wiązanie na górze, bo się brzegi brzydko rozchodzą.

Następny włóczkową miłość od pierwszego wejrzenia zacznę na dniach, jak tylko poczta łaskawie odda mi włóczusię zamówioną spontanicznie w ostatni czwartkowy wieczór ^^

~***~

Dawno nie pisałam nic o dollfowych (w sumie to lalkowych) spotkaniach, ale ponieważ wczoraj było inaczej, więc o tym z przyjemnością wspomnę :)
1. Zmieniłyśmy miejsce spotkań na zdecydowanie jaśniejsze i cieplejsze. Od razu kawa też zyskała nutkę luksusu u normalnego zjadacza chleba, bo zamiast papierowych kubków została zaserwowana w szkle~~
2. Poznałam na żywo przesympatyczną Gackową i jej armię lalek :)
3. "Ukradłam" klika zdjęć, więc mam co pokazać. Zdjęcia należą do Waranamamy

Moja Lumen, najnowsza zdobycz, którą się chyba jeszcze nie chwaliłam. Jest hybryda głowy Volks Eleny i ciałka Ariadoll.
Ty praktycznie cała armia wczorajszej, spotkaniowej żywicy
I na koniec, to co lalka Blythe myśli o mnie... ;)
o moim odchudzaniu noworocznym napiszę następnym razem ^^
Ach, zapomniałabym, że chciałam podzielić się mikro spostrzeżeniem z przeciętnego dnia codziennego.
Dość często pokonuję kawałek trasy do pracy tramwajem nr 1 i potwornie boli mnie to co ZTM robi w ramach oszczędności (chyba) z zapowiadaniem przystanków.
A wszystko to przez Kino Ochota. Bo było sobie kiedyś to kino i było, a później wykupiła je Krystyna Janda dla córki.
W każdym razie odkąd Kino Ochota zostało magicznie przemienione w Och Teatr w komunikacji miejskiej zaczęło się dziwnie dziać. Najpierw przystanek zmieniono na Częstochowska, a potem magicznie na Och Teatr. I teraz w tramwajach za każdym razem jak się zbliżam do tegoż przystanku z głośników leci coś co przyprawia człowieka o mdłości. ZTM pociął inne komunikaty przystankowe i skleił z nich Och, które nagle się ucina jakby pan się nim dławił dość boleśnie, a potem resztką tchu wyrzuca z siebie Teatr, który też został wycięty z jakiegoś równie niestosownego miejsca....
Dziś rano ten przystanek został pominięty milczeniem ^^ i od razu przyjemniej się jechało ;P
Na początek postanowiłam się pochwalić moim nowym zakupem... tfu gratisem w domu.
Mój nowiutki licznik do rzędów~~~~

A tak na prawdę jest to gratis do dezodorantu Axe. Wiecie, taki klikacz do liczenia kobiet z reklamy z Szycem ;P
Ma jedną wadę, nie da się go cofnąć o wybraną liczbę, tylko trzeba wyzerować, ale jak dla mnie jest genialnym zastępnikiem dla tradycyjnych liczników~~ a jak mi się znudzi to sobie będę klikała na seksownych facetów na ulicy ;D

~***~

No dobrze ta teraz czas wrócić do tematu. Coś się zaczęło coś trzeba skończyć...
Ostatnio masowo zaczynam nowe rzeczy i nic nie kończę, nawet chustka w której od tygodnia pomykam po mieście ma nie zaszyte końcowe nitki v_v


No ale, robię jesienne porządki w zapasach i znalazłam pudło z nieco już zapomnianym Afganem. Po dłuższej analizie tematu stwierdziłam, że nie mam szans go skończyć w ciągu najbliższych 10lat. Więc żeby biedak nie poszedł całkowicie na straty przetasowałam go na stole i ułożyłam mały kocyk z kwadracików.
Przy okazji znalazłam napoczętą szydełkową spódnicę i włóczka z niej pozyskana posłuży mi w połączeniu kwadratowego chaosu.
Już nawet zabrałam się do roboty, bo lepszy kocyk w garści, niż wielki koc w daaaaalekich planach ;D



Na deserek Vlad'zio w skończonej w 99% peruce (muszę ją jeszcze przyprasować)
Wreszcie mam w pełni dopasowaną perukę dla lalka~~
No i ponieważ eksperyment uważam z udany, będę kontynuowała w wolnych chwilach majstrowanie włosków dla mojej żywicznej gromadki.

Ach, żeby nikomu nie umniejszać zasług. Tutorial do robienia klejonych peruk stworzyła ju.kosh, ja bym sama na to nie wpadła ;P


wprawdzie już prawie wieczór, ale wesołego święta wszystkim~~
oż matko, jak mnie dawno tu nie było...

Frecia bierze szczotkę i omiata pajęczyny z kątów

Przez tydzień co prawda mi się rzeczywiście nie chciało być, ale potem już jestem usprawiedliwiona.
Bo miałam tydzień dobroci dla siebie. Ufarbowałam się, odkłaczyłam, przetrzepałam szafy i buty. Gotowała dobre jedzonka, odpoczywałam, drutowałam nieco w przelocie. Lalek nawet nie dotknęłam. I chociaż raz nie robiłam czegoś lalkowego dla kogoś.

Cały ten tydzień dobroci wynikł z tego, że ku własnemu przerażeniu odkryłam, iż przez własne hobby nie mam czasu na własne hobby (całość tyczy się tej lalkowej części hobby).
Wszystko przez to, że postanowiłam dorobić sobie do lalek, a nie obsysać własnego budżetu. No i tak wkręciłam się w szycie moherowych peruk, farbowanie ich, kręcenie, że moja biedna Belladonna leży już ze 2-3tygodnie niepomalowana w szufladzie ;_;
A ja jak głupia ciułam na 43cm panienkę z żywicy... podczas gdy moja 60-70cm gromadka leży i się kurzy....

Od wczoraj zaczął się znowu normalny tydzień, ale stanowczo będę sobie robiła częściej takie tygodnie dobroci dla siebie. I na pewno jak tylko mi się skończy płachta futra, które zalega mi jeszcze w domu, zamknę "chałupniczą wytwórnię peruk" i zacznę stylizować lalki.

~***~

Ale oczywiście nie samą żywicą człowiek żyje. Bo w mojej krwi non stop przetaczają się kłaczki włóczki i nie mogę tak sobie bez niej po prostu egzystować.

Z tej okazji dalsza część posta będzie podzielona na 3 części + deserek.

włóczkową

Dostałam niedawno od rodziców połacie wełny ze sprutego swetra. Wełna z owiec świętokrzyskich z czasów jak byłam mała, a może jeszcze mnie nawet nie było, nie ważne^^ Gryzie jak stado myszy, ale przywołuje przy tym wspomnienia :) Mam zamiar zrobić z niej kilka czapek, rękawiczki i może coś jeszcze. Mam wiele planów, a na razie wymiękłam na zwykłej czapce... wyszedł mi jakiś wór a nie czapka... mimo, że robiłam ze wzoru, ale nie poddam się tak łatwo i będę walczyła dalej.

W ramach tygodnia dobroci dla siebie pomachałam nieco wool winderem i przewinęłam całą Alpinę ^^

Czy ktoś zechciałby przygarnąć 1,3kg rudej Alpiny? część jest pruta a część tylko przewinięta, ale nie jestem w stanie stwierdzić która jest która, bo po pruciu nie straciła na jakości :).
Sprzedana ^^

Dane techniczne z metki:

włóczkowo - ludziową

Dawno nie pokazywałam nic robótkowego na sobie, w sumie może to dla tego, że ostatnio tylko ciągle coś zaczynam a niczego nie kończę ;P
Ale chusteczkę skończyłam więc nie chcę się zatrzymywać na etapie fotografii z blokowania.
Zastanawiam się nad dorobieniem chwościków żeby była bardziej mechata, ale jeszcze się z tym gryzę,
Przepraszam za swój wygląd, ale jest on efektem bawienia się cieniami do oczu w niedzielny poranek (zbyt porankowy poranek)



a na koniec, ponieważ nie mam żadnych świeżych Havocowych zdjęć. Bo świniak śpi w dzień i aktywuje się po zmroku... dla tego w zamian część

włóczkowo - żywiczna

Chrom stał się ostatnio "ofiarą" moich kolejnych eksperymentów z chałupniczym robieniem peruk. Ale ponieważ włosy przytwierdzam tym razem klejem uniwersalnym UHU zamiast je szyć, więc staram się nie spędzać przy peruce więcej niż pół godziny na raz. Ech te aromatyczne opary~~
Żeby zaprezentować fragment swojej pracy, popełniłam mikro sesję o wdzięcznym tytule:

Zimowy Amant



Bonus:
przed owłosieniem i częściowe owłosienie ale bez czapki ;P

PS. zaczęłam jeździć wcześniejszym autobusem i staram się stacjonować w nim w okolicach przegubu, bo tam ten masakryczny tłok tak bardzo nie dociera (syndrom człowiek przydrzwiowego...)

buziaczki wszystkim :*
aetto, Lacrimoza to czysta słodycz, jakże jej się bać ;) choć koleżanka twierdzi, że Lacri patrzy w stylu " jestem taka słodka, dasz szyję???? " to może racja, że jest się czego bać *w*

Bovary, oj tam Puki poza zasięgiem, wszystko jest kwestią opracowania dobrego planu. Dzięki za pozytywne lalkowe odczucia ^^

~***~
Pochwalę się, ciałko Rizy pojechało już do nowej właścicielki, a ja zakupiłam za nie nowe ciałko dla Yuri (przyjedzie za jakiś miesiąc do dwóch :/ )

a teraz pracuję nad stylizacją Chroma, zmieniłam mu już makijaż, ale to idzie jeszcze niestety do poprawki, uszyłam tez czarny mhroczny sweter, powoli do przodu ^^
Zdjęcia zrobię jak już uznam, że jest taki jak bym go chciała ;) a to powoli się zbliża do mojej świadomości :D

~***~

A wczoraj, jakoś tak wieczorem zajrzałam sobie nieopatrznie na Ravelry i przypadkiem rzuciłam okiem na najpopularniejsze projekty. I co znalazłam? Zabawę w dzierganie tajemniczego szala ;D
Nie wiem jak długo wytrzymam takie tempo, ale póki co jestem w miarę na bieżąco, zrobiłam już 2 części i widzę, że właśnie pojawiła się trzecia.

Jeśli ktoś ma ochotę na szalocosia, to zapraszam na Ravelry


tak wygląd pierwsze 20 rzędów (część pierwsza)

a tu już przebrnęłam przez część drugą (21-60 rząd)


szaleją sobie na niezbyt grubej kremowej włóczce, nie wiadomego składu :/
na drutach 4mm

jak skończę z tymi listkami, to wracam do moich normalnych projektów
- Szechereżaby, która śpi od lipca
- czarnego kwaituszka, któremu urwałam ramionka i jeszcze nie miałam kiedy przyszyć
- i nowej wersji prążkowca, który już powoli sobie kiełkuje wieczorami ^^

buziaczki wszystkim :*

edit:
część 3 - 22 listki (całe 2 rządki więcej )


Wiem wiem, miało być włóczkowo, ale wreszcie obrobiłam sesję z Wilanowa, więc póki co wrzucę zieloną i słoneczną sesję wampirkową.

W rolach głównych:
Notdoll Aletheia - Lacrimosa
Crobidoll Yeon-Ho - Flo (własność Brahdelt)

miłego oglądania