Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kuchennie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kuchennie. Pokaż wszystkie posty
Przez ostatnie 2 tygodnie postanowiłam być nieco bardziej kreatywna jedzeniowo :3 
Dzielę się więc kupka spontanicznych lanczy/obiadów robionych zazwyczaj niestety na oko :)
Bo uwielbiam eksperymentować ^v^

Sporo z tych potraw postało na grillu tepanyaki i są potrawami jednogrillowymi ;D mało sprzątania, a wszystko da się wykonać w max 30min ^v^ bo po co utrudniać sobie życie.
Chciałam przy tym pokazać, że da się gotować szybko i różnorodnie tak żeby nie popaść w monotonię schabowego z ziemniakiem przeplatanego mielonym z kaszą

(grill) placki z kimchi i cukinii (+ sól, pieprz, jajko) z kiełkami


(patelnia + garnek na ryż) ikadon - miska ryżu , kalmar podsmażony na patelni na oleju sezamowym, następnie skarmelizowany na sake, mirin i sosie ostrygowym, do tego rata cukinia i posypka z sezamu


 (grill) placki cukiniowe (sół, pieprz, jajko) z kiełkami i plastrami cukinii


(grill) grillowane tofu, serek wędzony i grillowana sałatka z cukinii, marchewki i łososia [ warzywa tniemy na super cienkie plastry skrapiamy oliwą i grillujemy aż będą mięciutkie i gdzieniegdzie przypieczone, mieszamy z grillującym się obok plastrem łososia]


(grill) kiełbaska grilowana na dymce, doprawiona gałką [ kiełnase najpierw podsmażamy na grillu, a następnie kładziemy ją na dymce żeby przejęła od niej nieco smaku. grillowana dymka jest swoją drogą super), kukurydza[grilluje się najdłużej...] i surowa plasterkowana cukinia

(patelnia + garnek) makaron w sosie pomidorowym - sos : kawałek drobno pokrojonego boczku podsmażamy na patelni razem z pokrojoną w kostkę cebulą, kiedy wszystko zaczyna się już podsmażać dodajemy pokrojonego w drobną kostkę pomidora i smażymy dalej. W między czasie gotujemy makaron. Warzywa z boczkiem doprawiamy solą, pieprzem i bazylią i jeszcze chwile smażymy. następnie zalewamy passatą pomidorową i na niższym już ogniu smażymy od czasu do czasu mieszając aż praktycznie cały płyn się odparuje. w między czasie dodajemy drobno pokrojony kawałek selera naciowego. Po odparowaniu sosu, dolewamy do niego około nalewki wody z gotującego się makarony, mieszamy i dorzucamy odcedzony i ugotowany al dente makaron. Całość mieszamy i smacznego :3

(grill) grillowane placki z tartych ziemniaków (ziemniaki, cebulka sól, pieprz), grilowana sałatka  z buraka + jajka sadzone i jeden wędzony serek (skubaniec jest smaczny)

 (garnek i patelnia, pominęliśmy pieczoną kiełbasę) barszcz chrzanowy  - jedyne co nie mieści się w 30min, ale można ugotować dzień wcześniej i cieszyć się nim jeszcze ze dwa obiady ;D http://kuchnialidla.pl/product/Barszcz-chrzanowy-z-pieczona-biala-kielbaska


( garnki)Yorkshire Pudding z wędzonym łososiem, karmelizowanymi buraczkami i pieczoną marchewką (nie miałam szparagów). przepis z książki Jamie Oliver’s 15 Minute Meals (nie pamiętam tytułu po polsku)


 (grill) grillowane tofu sałatka z grillowanych cukinii (oliwa chilli, sól i trochę czosnku), grillowany szczypior

(garnek, patelnia) polenta + podsmażany groszek z kiełbasą (+sól)

(garnek, patelnia) makaron ryżowy w sosie pomidorowym(passata pomidorowa, cukinia i tofu) posypany kostka z awokado

 (garnek, patelnia) pad thai (trochę przesadziłam z posypką orzechową) http://www.kwestiasmaku.com/kuchnia_orientu/pad_thai/przepis.html


 jeśli choć jedną osobę tym zainspirowałam , to życzę smacznego :)


PS. sweterek w paski prawie doczekał się sesji końcowej, niestety kołnierz mi wyszedł o-kro-pnie i przerobiłam go na kaptur, sweterek po raz drugi czeka na sesję ;)

Tak, chwilowo nic nie dziergam. Ale przyłączam się do cotygodniowego Dziergania i czytania u Maknety :)



Pasiaty sweterek się blokuje i żyję nadzieją że po tym blokowaniu mnie nie zawiedzie i nie będę mu musiała przerobić praktycznie całego korpusu, bo na świeżo wyszedł fajnie ale tak jednak trochę za luźno. Natomiast po upraniu ładnie się wyciągnął i liczę że mu już tak zostanie.

A co do prucia, to po -Jezusie Maryjo - 6latach? nie chodzenia w białym sweterku stwierdziłam, że jednak wkurza mnie fakt, że jeden przód jest mniejszy niż drugi i chłopak właśnie poszedł na warsztat rozbiórkowy

 -> 

Książkowo dalej jestem w Maryninach, chyba aktualnie na 10tej książce. I coraz bardziej odczuwam rychło zbliżający się koniec mojego współżycia z Anastazją Kamieńską ;___;
Kusi mnie powrót do Wiedźmina, na którego tak dzielnie polowałam w czasach licealnych. Pamiętam to nękanie księgarni w oczekiwaniu na ostatni tom ^v^ ach te wspomnienia.

A na deserek, w ramach Fretka w sukience :) Bo ja tak po prawdzie nigdy wcześniej w sukienkach nie chodziłam, bo miałam obsesję za grubych nóg. A teraz już mi przeszło. Pozazdrościłam przy okazji Brahdelt jej zasobów sukienkowych. 
No i walczę z dorosłością. Bo nitka dziecka w dorosłym człowieku moim zdaniem jest ważna. Inaczej życie zaczyna robić się nudne, bo wiele rzeczy nie wypada. Phi 

Do szafiarek to mi daleko, zakurzone lustro, złe światło i do tej pory nie odkryłam jak trzymać aparat żeby się ładnie wychodziło na takich zdjęciach ;D (i ta sexi fałdka skóry pod pachą v_v' )


Ach. Odkryłam ostatnio super przepis.
Kimchi risotto
Jest mega. Polecam więc fanom kuchni włoskiej i koreańskiej w jednym :) ryż arborio nadaje się do tego przepisu, w sumie to ta sama rodzina ryży krótko ziarnistych :)


Post ku pamięci dla eksperymentującej pani domu ;)

 Moim następnym wypiekiem miały być herbatniczki, ale życie chciało inaczej :)

A wszystko to przez moje zamiłowanie do kuchni japońskiej.

W zeszłym roku, kiedy byliśmy w Tokio zrobiliśmy sporo kilometrów po sklepach szukając maszynki do takoyaków na 240V. (takoyaki - kuleczki z ciasta z kawałkiem ośmiornicy w środku)

Nie znaleźliśmy, a te droższe, które dało się łatwo rozbebeszyć były za drogie żeby je popsuć tylko i wyłącznie dla metalowej płytki z dołkami.

Po spacerze ulicą Kappabashi, na której można było kupić praktycznie to co człowiek sobie wymarzy w tematyce kuchennej, upolowaliśmy żeliwną patelnię do której niestety takoyaki nam przywierały i zamiast zabawy w toczenie kulek mieliśmy powarkiwanie nad patelnią.

Jakoś ponad tydzień temu przeczesując youtube trafiłam na nowszą wersję takoyaków na moim ulubionym kanale Cooking with Dog, a stamtąd na inny kanał, gdzie sympatyczna japonka smażyła takoyaki w maszynce do cake pop'ów. (Cake pop - ciastowe kuleczki na lizakowym patyku)

Zrobiłam szybki risercz, wybrałam mniejsze zło, bo model z filmu nie był dostępny w Szwajcarii i kupiłam fioletowe cudo firmy clatronic.



Planowaliśmy je nieco podrasować tak żeby otwierało się na płask, ale najpierw (na szczęście) przetestowaliśmy je w takoyakowej praktyce.

No więc...... smażenie takoyaków w otwartej maszynce do cake pop'ów okazało się jedną wielką, wręcz spektakularną porażką :/ po pół godziny... ciasto dalej było ciapkowate i nie chciało się ściąć na tyle żeby je obrócić. 

Tu przyszła nam z pomocą nasza patelnia żeliwna, która postanowiła się zrehabilitować i usmażyła nam takoyaki jak jeszcze nigdy w swoim życiu :) wrócił mi do niej szacunek ^v^

No ale zostałam z kolejnym zbędnym w kuchni urządzeniem do robienia czegoś, o czym bladego pojęcia nie posiadam.

Po namiętnym przeczesaniu tematyki cake pop'ów w internecie okazało się, że to co tworzy ta maszynka tak na prawdę jest podróbą pierwotnej idei tego rodzaju ciastek. No ale co mi szkodzi się pobawić :)

I tak powstały mini pączuszki pierniczkowe ^v^ i jestem nimi zauroczona. (i pieką się tylko 8min)


I widzę na prawdę spory potencjał imprezowy dla tej maszynki. Mam wrażenie, że da się w formę kulki zamknąć wszystko co tylko trochę rośnie i nadają się na to również wszystkie przepisy na muffinki.
A do tego można w tym szybko usmażyć mięsne klopsiki ;D

Ale pop cake'ów oblanych czekoladą i nasadzonych na patyczek to się u mnie nie spodziewajcie, ja po prostu nie widzę się jako cukiernik, nie kręci mnie to, u mnie ciastka kończą się zazwyczaj na ciastku, max z posypką, ale niczym wyrafinowanym.
Poza tym to takie kaloryczne hobby, a jak coś upiekę to zazwyczaj jestem skazana na zjedzenie większości, bo mąż jest mało ciastowy :/

PS. ekspres ciśnieniowy Nespresso Inissia grzeje wodę tylko do 70 stopni (przynajmniej tak twierdzi mój termometr), czyli nie nadaje się na parzenie herbaty :/
W sumie to muszę z przykrością przyznać, że nigdzie.
Siedzę na dupie w domu. Rano wypuszczam się codziennie do Zurychu i tamże (a potem w domu) uczę się dzielnie niemieckiego :)
I tak w sumie aż do połowy grudnia będę śmigała z tym niemieckim jak szalona, a potem przerwa na święta ^v^


Mój stan na dzisiejszą środę:
-sweterek - leży odłogiem
- czapka - leży odłogiem
- Crucial Conversations stały się literaturą sedesową
- Wężomag jako jedyny pełznie do przodu, bo czytam go namiętnie w pociągu, ale ile można - nawet namiętnie czytając - obskoczyć książki w 10min? W Warszawie było jednak łatwiej, 40min w przepchanym autobusie, jak już raz się ustawiło z książką przed twarzą, to nie dało się tej książki już od tej twarzy odstawić, bo ruch był 100% ograniczony tłumem. A tu.. szybko, nie za tłoczno... no Szajcaria nie sprzyja chłonięciu lektur w pociągach, jest po prostu na co dzień za krótko :)

W sumie najsprawniej posuwa się u mnie niemiecki, zaliczam właśnie mega przyśpieszony kurs, 5 razy w tygodniu po 3h dziennie (+ przerwy). W piątek mam test podsumowujący 1level.
Wracam więc zaraz do nauki :)

Uciekam więc, ale postaram się przed przyszłą środą ruszyć jednak jakoś z robótkowego kopyta.

Ach, zapomniałabym.
Upiekłam ciastka !!

Z okazji Bożego narodzenia w Migros pokazała się tona różnych wycinaczków do ciastek. Stałam przed tym regałem dobre 10min i oceniałam, ważyłam potrzeby, wrzucałam i wyciągałam z koszyka różne zestawy foremek, aż został mi jeden świąteczny zestaw kocich oczek


a to efekt mojej ciężkiej walki z wałkiem i przy wysoką temperaturą w kuchni ;)


bazowałam na przepisie z Moich Wypieków na
 Optymistyczne kruche ciasteczka 
poleconym mi przez maroccanmint :*
Jak się człowiekowi coś za dobrze robótka posuwa do przodu, to musi być coś nie tak...

Było... dodałam sobie za dużo oczek w ramionach i wyszedł mi sweterek XL a nie S, więc wrócił do postaci samego kołnierza.. bo to miało rozmiar uniwersalny....

Powoli się wygrzebuję z tego stanu, ale tym razem bardziej uważam i co jakiś czas na wszelki wypadek paranoicznie przeliczam ilość oczek w obwodzie :)



18tego września była nasza 10ta rocznica ślubu ^v^ idealny rok na zmiany, ciekawe co zmienimy za kolejnych 10 lat?
Żeby nie spędzać rocznicowego wieczora w domu przed komputerem, wpadłam na szatański pomysł, usmażyłam w domu Dorayaki ze słodką fasolką, żeby było tradycyjniej, cichaczem pojechałam do japońskiego sklepu po sake ^v^ wypolowałam wersję nigori, czyli taką z mętnym, białym osadem ryżowym na dnie i dwie czarki, bo co jak co ale jesteśmy ludźmi cywilizowanymi i z plastukowych kubeczków alkoholu nie pijamy ;)


No i wieczorkiem poszliśmy opić okazję na tarasiku widokowym nad jeziorem, czysty relaks z widokiem na alpy i statki powoli sunące po wodzie~~



 No a w weekend miałam szatański plan... "Zrobię w końcu zdjęcie domu Tiny Turner!!"
Naładowałam aparat, wsiedliśmy na statek płynący odpowiednim wybrzeżem...

Nad Thalwil unosiły się między wzgórzami chmury wyglądające jak jakiś tajemniczy dym z pożaru~~

No a jak już dopłynęliśmy w okolicę posiadłości Tiny, to - tu jest kilka teorii spiskowych dotyczących zasłony antyturystycznej - zaczęło tak lać że praktycznie nic nie było widać....


 to ta szara posiadłość między drzewami



parędziesiąt metrów dalej znowu było bezdeszczowo.... no masakra...


garaże na łódki ^v^

 tramwaj wodny

 i Zurych

A to owoc naszego polowania na czekoladę :3
Stanowczo jest to kraj sera i czekolady.
Piwo niestety w Szwajcarii leży kwiczy i agonalnie przebiera łapami..


Jak ogarnę aparat, to wrzucę naszą wczorajszą wyprawę po górach ^v^
Jeden weekend a my zaliczyliśmy aż dwa uliczne spędy żywieniowe.

Jeden odbył się wczoraj u nas w Thalwil, ale tłum był dziki, starczo rodzinny, a my w sumie spieszyliśmy się na pociąg, więc nie robiłam nawet zdjęć.
Ale jak ktoś ma bogatą wyobraźnie i połączy sobie małomiasteczkowy bazar z odpustem przed kościołem z lat 90tych, to wyjdzie mu to co my wczoraj zaliczyliśmy.
Stragan z klasyką pieśni niemieckojęzycznej na CD i kasetach magnetofonowych (tak to jeszcze można tu kupić), wata cukrowa, pierdolety dla niewymagających dzieci, getry, kiełbasy, wiatraczki, raclette (bosh, nienawidzę zapachu topiącego się sera...) piwo, eko kosmetyki, super patelnie, co to się nie rysują nie przypalają i usmażą ci schaboszczaka w panierce na złoto bez grama tłuszczu. Więcj nie pamiętam, nie chcę ;)

A dziś poszliśmy na coś zupełnie innego, tym razem świadomie, a nie z przypadku.

STREET FOOD FESTIVAL BEI SMITH&SMITH

i muszę przyznać, że było warto :3
jedzenie uliczne w podkręconym stylu. 
Niestety w połowie naszego obiadu zaczęło padać, więc nie parliśmy już w opijanie drink barów, ale co sobie zjedliśmy to nasze :)

Pogoda już na wstępie nie dawała za wesołych sygnałów



nasz dzisiejszy faworyt, czerwone burgery z mięsną paką i dodatkami ;) nie wnikałam w skład papki, ale było to pyszne. Serwowane przez dwóch przmiłych panów


drugie miejsce, mini hot dogi (italiano i argentina)


wypaśny burger z mięchem, cebulką i krewetkami. Może nutkę jak dla mnie za kwaśny, ale mężowi smakował, więc to tylko moja opinia


No i trochę jak dla mnie (i męża) "za bardzo smakowy" bao burger, jakiś taki za słodki, za słony, za imbirowy i za czosnkowy na raz, ale boczuś uduszony super :3



A potem był już tylko deszcz, i więcej deszczu i mniej, i tak pada cały czas.

Jeśli jutro tez będzie padało, to zbiorę się w sobie i obrobię kolejną partię fontann :3

Ach, zapomniałabym, obiecałam kubek do spieniania mleka :)

Ale najpierw pochwalę się moim ostatnim mega udanym wypiekiem.
Precle, z polecanego przez Brhdelt przepisu Moich Wypieków
Podzieliłam tylko ciasto na 11 około 100g porcji, a nie 8 większych jak było zalecane w przepisie.




I obiecany kubek, a właściwie całe urządzenie z kubkiem. Zależało mi na takiej wersji, bo kubek jest wyjmowalny i można go sobie zezmywarkować. Więc padło na Tchibo, bo było najtańsze ;) i najłatwiej dostępne