Z pamiętnika rudego płaszczyka.

Nadszedł czas zamknąć rozdział rudego płaszczyka. Wreszcie :DJeszcze w sobotę razem z Havoc'em machaliśmy ostatnie oczka.Pilnował mnie skubaniec żeby się nie pomyliła ;)A to poranne niedzielne  zdjęcia robione przy szumie formuły1 (tak akurat wyszło)Płaszczyk został skończony, zwisają mu nitki

co w klawiaturze piszczy

Od jakiegoś czasu walczę sobie ze sprzątaniem w mieszkaniu. Tak, walczę, bo mieszkanie stawia opór.Wczoraj odkopałam wreszcie biurko z nadmiaru śmieci i w ramach doczyszczania otoczenia, postanowiłam przetrzeć klawiaturę.Ale nie tak szmatką, tylko trochę dogłębniej. W końcu po sześciu latach należy

zamotane, rude cudo i wyszeptany sweterek

po kolei (a może i nie)w poniedziałek dotarła do mnie paczuszka z zamotanego :Dprzyszedł zapasik kłębuszków na ciuszki wiosenne.Kaszmir jasna oliwka (zanim zdążyłam zrobić zdjęcie juz go sobie napoczęłam :D)jeszcze nigdy nie robiłam nic z czystej cienkiej wełenki (stres) ale jest fajnie :Da z tych

dla niewtajemniczonych ;)

przepis na reglan od góry :D(jeśli gdzies robię błąd, proszę dajcie znać)przepis bazuje na rudym płaszczyku, ale można go sobie dostosować dowolnie1. należy się zastanowić jak szeroki ma być dekolt, mój ma obwód 60cm (średnio luźnawy)na plecach i przodzie dałam mu po 20cm, a na ramionach po 10cm.2.

Znalazłam nową ofiarę :D

Nie spodziewałam się, ale chęć zrobienia jakiegoś płaszczyka z tej rudej Alpiny jest silniejsza niż piętno dotychczasowych niepowodzeń ;)Od tej pory już się nie będę wyżalać, ale brnąć do perfekcji he he ;DJedni idą po trupach a ja będę szła po kłębkach.Jak zapowiedziałam w updacie sobotniego posta,

było pięknie, aż do piątku.....

poniosłam porażkę, jak zwykle -_-jeszcze wczoraj byłam optymistką, gdy sunąc na rowerku kończyłam drugi z przodów. No i potem to sfastrygowałam.Moje szczęście prysło przed lustrem w ciągu sekundy, a dziś rano utwierdziłam się w tym fakcie.Przody wyszły mi idealnie, tył mam wrażenie ciut za luźny, ale

zrobiłam to ;)

Jestem szczęśliwa i za razem zaskoczona. Wakocz postanowiłam przerobić i nawet miałam wizję dłubania go po troszeczku przez ten tydzień, a tu niespodzianka. Sprucie i poprawienie warkocza zajęło mi równo 3 godziny, przy czym przez dwie z nich oglądałam jeszcze film :DBardzo przydatne okazały się tu

fatum ~~

cały tydzień walczyłam z moim płaszczykiem i twierdzę, że ciąży nad nim jakieś fatum, może to dla tego, że pokazałam zdjęcie z jego kawałkiem ;)to co widniało na zdjęciu w poprzednim poście było zgodne z planem, ale tuż nad poziomem tyłka nagle się włóczce i drutom odwidziało i zamiast 21 oczek