A wszystko zaczęło się już od samego rana.
1. musiałam wstać o 6.30 po 3 tygodniach urlopowanie - masakra
2. dojeżdżam do przesiadki z autobusu na tramwaj a tu wszystkie tramwaje stoją w niekończącym się wężyku - wrry... na szczęście mam metro czyli nie jest tak źle
praca minęła jakoś spokojnie i nudno
3. dotarłam szczęśliwie do autobusu i tu zaczęła się masakra. na moście Grota jakiś karambol (ludzie w deszczy strasznie panikują) korek potworny, a żeby życie było brutalniejsze w autobusie siedzi babcia z przedszkolakiem i to dziecię przez pół trasy zasuwało z czkawką w tle piosenkę Dody "nie daj się" czy jak się toto zwie.
jak ja żałowałam że nie mam słuchawek, bo bym sobie radia posłuchała :/
4. wracam do domu po tej dodotraumie i okazuje się że mąż nie wyjął mi ciasta na placki ziemniaczane z zamrażarki, a ja umieram już z głodu... w akcie desperacji zjadłam jajecznice
a do końca dnia siedziałam sobie przed komputerem i starałam się już bardziej nie wkurzyć niż już byłam.
Pocieszam się tym, że to wczorajszy dzień był jakiś taki pechowy po prostu.
Mąż też cały dzien miał jakiś popsuty, znajomych jak się pytałam też mówili, że coś jest nie tak...
a u Was jak minął wczorajszy dzień?
No a teraz coś bardziej optymistycznego czyli
Od tygodnia próbuję się zebrać żeby je pokazać...
i jakoś mi nie idzie(miało być optymistycznie.
Głównym pretekstem do teoretycznego braku czasu na pisanie bloga było nasze ambitne zajęcie urlopowe, ale o tym następnym razem ;)
Joy(na mnie też będzie, ale też muszę odgrzebać gdzieś moją auto fotograficzną wenę)
na razie na czerwonym futerkowym podkładzie ;D
Teraz kolejny kłopot.... guziki ;)
na szczęście jest jeszcze za ciepło na joy'a, wię mam troszkę czasu
Ale ponieważ nie samym Joyem człowiek żyje, a pod namiot nie chciało mi się go tachać dla kawałka rękawu, więc napoczęłam róziowy szaliczek
wzór pochodzi z Knitty tylko mój wydaje się nieco ściślejszy, ale i tak licze na to że będzie fajny :)
robię go z tej różowej Luny, bo jakoś cały czas nie mogę się przekonać do posiadania różowej bluzki ;)
Zrobiłam sobie nawet mini znaczniczki ;)
Postaram się jutro zebrać do kupy i pokazać co robiliśmy przez 2 tygodnie urlopu ;)
cały czas wiszą nade mną te guziki do Joy'a jeszcze
miłego i niezbyt deszczowego dnia ;)
Potwierdzam, sobota była naprawdę beznadziejna.
OdpowiedzUsuńA tak poza ty, rzucam okiem tu i ówdzie na blogi i widzę, ze coraz więcej różowego sie pojawia. Ja też coś takiego dłubię. Może to jakieś zaklinanie dobrego nastroju przed nieuchronnie nadchodzącą jesienią?
zamiast różowych okularów różowe włóczusie ;)
OdpowiedzUsuńA co to dopiero będzie jutro?... Jutro 13... ~^^~
OdpowiedzUsuńTwój Joy jest długorękawy, też fajnie, mój pozostanie 3/4.
3/4, tylko tak jakoś wyszedł na zdjęciu ;)
OdpowiedzUsuńA co ja powiem o wczorajszym dniu - kolano jak bania w kolorze intensywnego różu (modnie), a pani doktor w szpitalu mówi, że to nie jej sprawa, ci w pogotowiu biorą za to pieniądze, to mam iść do nich? I poszłam. Dziś pół bani, kolor się utrzymuje.
OdpowiedzUsuńno, nareszcie :D, Joy prezentuje sie świetnie :) tylko guziki, i paradować ! :)
OdpowiedzUsuńA szal, zapowiada się dosć intrygująco :D
szliczek, ze tak powiem zapowiada sie elegancko :-)
OdpowiedzUsuń