Jestem z siebie dumna :D

Jestem taka z siebie zadowolona, że aż postanowiłam pochwalić się moim osiągnięciem już dziś, a nie tak jak zwykle dopiero następnego dnia rano w pracy.

Rozpoczęłam dziś operację pod tajemniczym kryptonimem "Jeżdżenie na drutach". I muszę przyznać, że jest to genialne posunięcie. Pomysł podpatrzyłam u Gosi
Jest tylko drobna różnica w urządzeniu, bo mój rowerek nie ma siedzenia, tylko jest tym klocem z rodziny orbitreków, więc cały czas czułam się jakbym machała drutami wchodząc po schodach ;D

A oto mój nowy warsztat drutowy :D (Drugi to kanapa jak odglądam film)
Lekko pochrupujący sprzęcior na zielonych chodniczkach, reklamóweczka (dobrze chroni kłębek przed odturlaniem) i chustokłąb gotowy do drutowania :D

Początkowo nie dawałam sobie zbytnich szans na więcej niż 10 minut, bo zawsze jak jeździłam przy anime, wymiękałam gdzieś w tych oklicach czasowych.
A tu szok O_O 30min a ja dalej ciągnę :D

Dałam sobie spokój dopiero jak na liczniku zobaczyłam to:

60minut :D
może dystans nie jest jakiś powalający bo tylko 10km i niby383kalorie, ale ostatnio godzinę to ja jeździłam 2,5 roku temu zanim kupiłam Polara (bo potem mały biegający potwór, terroryzujący przy okazji  Havoca, zajął mi cały wolny czas. Bo małe fretki są takie słodkie , że poza ich obserwowaniem nie ma się już czasu na nic, oj nie ma).
Z drutowaniem było nieco gorzej, bo w ciągu godziny zrobiłam całe 4!!!!! rzędy :D porażka, nawet przy filmie robię szybciej, he he.
Pocieszam się, że to były długie rzędy z kupą narzutów i jeszcze jeden musiałam do połowy spruć, bo się pomyliłam.
W każdym bądź razie projekt "Jeżdżenie na drutach" będę kontynuowała, najwyższa pora zrzucić trochę zbędnego tłuszczu, no i samopoczucie mam lepsze po takim wysiłku.

Powrócłam też do zabawy z farbowaniem włóczki, przetestowałam zielone odcienie na włóczce Kartopu Bebe.



Zapuściłam 4 zielone soczki z kawałkami włóczki.



Ciemny zielony, pistacjowy



khaki i oliwkowy

efekt godny dalszej zabawy w farbowanie
1.orginał 2. ciemna zieleń 3. pistacja 4. khaki 5.oliwka


PS. robię właśnie chałkę z połowy porcji, mniejsza ilością cukru i bez rodzynek, ciekawe co mi wyjdzie :D

3 komentarze:

  1. To genialne! Szkoda, że nie mam miejsca w domu na takie urządzenie. Ale Ty masz koordynację, nogi w swoim tempie a ręce w swoim, i jeszcze ażur!... *^v^*

    OdpowiedzUsuń
  2. Na początku też zdarzało mi się gubić wzór na orbitku. Ze steperem tez jest podobnie. Na rowerze stacjonarnym nie miałam jednak problemow, moze tez i dlatego ze mniejwiecej rownolegle jak kupiłam stacjonarny zaczęlam od nowa dłubać. Jak dlubię wzor bardziej skomplikowany (tez ażurowy) to naklejam sobie kartkę na czytnik (kalorie i km oglądam potem :) ) a jeśli wzór wymaga liczenia rzedów to biorę olowek (za ucho) i naklejam kartkę z rozpiską i ak przerobię rząd to stawiam kreskę, na tejże kartce... Jeśli chodzi o warkocze no jest jescze jedno ucho :) lub komoda w pobliżu. ta ostatnia przydaje się też gdy potrzebne są nożyczki gdy dziega się z kilku wlóczek, np w pasy. Z tym liczeniem to nawet nie ze względu na lenistwo, ale dlatego ze ja tez przeważnie jednocześnie słucham muzyki lub oglądam film na laptopie.

    Ze takim urządzeniem jak Ty masz nie próbowalam rownolegle, tym bardziej podziwiam!!!

    A z tym licznikiem to przekonalam sie że jak zajmujesz umysł drutami to nawet się nie spostrzegasz ze to już godzina lub dwie minęły i ćwiczy się mimochodem...

    tak trzymaj!!! pozdrawiam cieplutko Gosia

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wyobrażam sobie, żebym dała równe rzędy dłubać na stepperze ale to by było genialne, straszliwie brakuje mi ruchu ech...Tymi raczkami orbitreku nie obrywasz? Bo chyba nie trzymasz ich w ręku? :)

    OdpowiedzUsuń